Hypersomnia” to film grozy pochodzący z Argentyny. Muszę przyznać, że nie wiadomo mi nic o tym, żeby kraj ten miał jakieś widoczne sukcesu na polu tworzenia horrorów. Jednak ta egzotyka, muszę przyznać, dość mnie zaciekawiła. Zaciekawiło również to, że strzępki informacji, które mi tam gdzieś migały w internecie, układały obraz „Hypersomni” jako filmu tajemniczego, zagadkowego i z surealistycznym klimatem. Parę razy miałem film odpalić i w końcu to uczyniłem. Czy było warto?
Zanim odpowiem na to pytanie, najpierw słów parę o fabule. Film opowiada historię młodej dziewczyny, która stara się o rolę w sztuce o handlu ludźmi i niewolnictwie seksualnym. Angaż do sztuki wymaga nie lada poświęcenia, ale w końcu bohaterce udaje się dopiąć celu. Gdy trwają próby do spektaklu, aktorkę zaczynają spotykać dziwne rzeczy. Bohaterkę dręczą przerażające wizję, w których sama jest niewolnicą w domu publicznym. To coś nawet więcej niż wizję, dla Mileny (tak ma na imię dziewczyna) są one praktycznie rzeczywistością, całkowicie realnym koszmarem. Z czasem okazuje się, że samo „wcielanie się” w seksualną niewolnicę to nie wszystko. Na Milenę zdaje się czyhać jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Fabuła „Hypersomni” jak widać brzmi ciekawie. I faktycznie jest ona interesująca. Ale nie tylko. Jest też „dziwna” i „pogmatwana”, ale w sumie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Surrealistyczny klimat i odpowiednie prowadzenie historii świetnie buduje zagadkę i tajemnicę tym samym przykuwając do ekranu. Atmosfera jest zresztą nie tylko surrealistyczna (momentami wręcz oniryczna), ale też w pewien sposób „brudna”, „drapieżna” i „ciężka”, przez co obcowanie z opowiadaną historią (a przynajmniej z dużą jej częścią) jest wrażeniem oryginalnym, wyjątkowym i w sumie takim, które może wryć się w pamięć.
Jak łatwo się domyślić „Hypersomnia” jest obrazem, który na naszym blogu klasyfikujemy jako „thrille/mystery”. A więc musi być obowiązkowy twist. I jest. Czy dobry? To już każdy musi sobie odpowiedzieć. Ja nadmienię tylko, że w sumie wyjaśnia pogmatwaną fabułę w sposób prosty, klarowny, „ogarniający” całość przedstawionej w toku seansu historii i dla mnie nawet dość zaskakujący. Czyli dobrze? Niekoniecznie.
Otóż twist dzieli film wyraźnie na dwie różniące się klimatem części. Wspomniałem wcześniej, że „Hypersomnia” to tzw. thriller/mystery. Tyle tylko, że te dwa podgatunki nie charakteryzują całości historii. Pierwsze około 2/3 filmu, to sama tajemnica bez (typowego) thrillera a dalsze 1/3 to sam thriller, ale już bez tajemnicy. Niekoniecznie to dobrze, bo tym, którzy zachwyceni będą pierwszą częścią historii, może nie odpowiadać jej „rozwiązanie”, które z jednej strony jest prostsze niż wydawałoby się z toku fabuły i mniej „epickie” niż można by się spodziewać a jednocześnie wymaga tzw. zawieszenia niewiary. Z drugiej strony Ci, którym spodoba się skręcenie w kierunku thrillera, będą pewnie uważać, że większość filmu, była niepotrzebnym gmatwaniem i wcześniej powinno się przejść do tzw. „mięsa” oraz, że cały ten klimat pierwszej części był po prostu męczący.
Powyższe uwagi to takie minusy dość subiektywne. Obiektywnym minusem jest to, że „Hypersomnia” nie jest specjalnie strasznym filmem. Horroru jako takiego nie ma, thriller jest w zasadzie pod koniec, a klimat jest ciężki, ale raczej bardziej przez pogmatwanie i oniryczność fabuły niż przez cokolwiek innego. Na obronę „thrillerowości” powiedzieć mogę jednak, to, że chociaż „mięsa” jest naprawdę niewiele, to jest takiego kalibru, że aż ciężko było mi na to patrzeć. A widziałem już wiele.
Mimo wspomnianych wad „Hypersomni” jestem w stanie naciągnąć końcową ocenę ciut w górę. Jest faktycznie być może pogmatwany (niektórzy pewnie powiedzą, że sztucznie przekombinowany) i konstrukcja fabuły nie jest idealna (dwie różniące się klimatem części), to jednak jest to film, który bez wątpienia zostaje w pamięci. Atmosfera historii jest zaiste wyjątkowa, ciężka i hipnotyzująca, a sam film porusza ważne tematy. Poza tym ta cała „dziwność” przykuwa do ekranu i przyznam, że film ten należy do tych, które oglądałem z tzw. „wypiekami”. Więc mimo, że po seansie dostrzegłem pewne wady, to jednak sam ów seans był satysfakcjonujący.
No i ostatecznym argumentem do naciągnięcia oceny jest to, że żona, która oglądała „Hypersomnię” ze mną, następnego dnia powiedziała, że to był bardzo interesujący film.
Jeden komentarz
No u pięknie dziękuję za recenzję 🙂
Namowiłeś. Obejrzę w najbliższej przyszłości jak tylko nadarzy się okazja.