HYENAS – HIENY
Ehh… No dobra, jakby tu zacząć, żeby nie bluzgać już od pierwszego akapitu?
Fabuła… taaak. Jest nieporywająca, choć jest to dość duży eufemizm, bo gdy patrzy się na dwa równoległe, przeplatające się wątki, z których jeden jest znośny, a drugi dodany kompletnie na siłę, trzeba mieć dość dużą dozę cierpliwości lub spore ilości narkotyków, żeby nie sadzić kurwami podczas oglądania.
Jeden wątek dotyczy dwóch łowców, uganiającymi się za zmiennokształtnymi potworami, swego rodzaju hienołakami. Ludziska biegają, strzelają do monstrów, a widz czy tego chce czy nie, chłonie niezwykle marne aktorstwo i z niedowierzaniem „podziwia” tragicznej jakości efekty specjalnej troski.
To, że przemiana człowieka w formę pośrednią między homo sapiens a hieną wygląda tak, jakby Kubuś Puchatek dostał nagłego uczulenia na miodek nie powoduje niczego innego niż śmiech, dodawać chyba nie muszę.
Drugi wątek opowiada o perypetiach dwóch „gangów”, które zaciekle ze sobą rywalizują. Obie bojówki są marnymi kopiami podwórkowych kółek różańcowych, a metody inicjacji jednego z nich, są tak porywające i sztampowe jak zabawy, które za gówniarza wymyślaliśmy podczas spędzania czasu na trzepaku.
W kwestiach fabularnych dodać jeszcze mogę, że stado hienołaków przypomina zamkniętą społeczność, w której prym wiodą samice alfa. Całość zgrupowania wygląda jak poślednia zbieranina wiejskich gangsterów, ze skłonnością do naśladowania odgłosów wspomnianych już afrykańskich zwierzątek.
Co prawda, można pośmiać się z zażenowania oglądając kilka scen i zasłaniać uszy czym popadnie, kiedy to aktorzy przypominają drewniane, obsrane kloce niż ludzi z krwi i kości, ale jest to wszystko co oferuje to dzieło.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: