Klątwa „włochatej furii” zwana także „Szaleństwem księżyca” dotyka bardzo znikomego procenta Polaków. Wpływ na tak małą podatność naszych rodaków na to przekleństwo mają trzy rzeczy:
- Ogromne ilości alkoholu krążącego w krwiobiegu.
- Wieczny stres przed gówno wartymi wyborami parlamentarnymi.
- Miłość do pand.
Któryś z tych przykładów wydaje się wam dziwaczny? Nie zniechęcajcie się, ponieważ miłość nie jedno ma imię, a nawet pasterz przygłup przy odrobinie szczęścia potrafi wyrwać nieziemską laskę, za którą wielu dałoby się pokroić żywcem.
Dalej czytacie te gówno warte wypociny? Brawa dla wytrwałych, bo teraz napiszę bardziej konkretnie.
Pewna blond panienka przywodząca na myśl Kasię z „13 Posterunku” była cholernie zabujana w zarośniętym buhaju, który jednak za nic miał jej gówniarskie podchody.
Gdy kobita dostaje kosza i żeni się z innym, nie podejrzewa, że jej nowy mężuś co miesiąc przemienia się w pół człowieka, pół wilka i terroryzuje okolice drąc się jak szalony i wspinając się na wysokie budynki.
Tylko do tego jest zdolny, także wrzućcie na luz.
Gdy jego likantropia wychodzi na jaw, mamusia blondi zaczyna kręcić, kombinować i nawiasem mówiąc, nie jest przychylna nowemu zięciowi.
Final łba nie urywa i jak to ostatnio w recenzowanych przeze mnie filmach bywa, krwawych akcji tu nie uświadczycie, ale dla amatorów spokojnego kina o wilkołakach może być to dosyć zjadliwe.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=M24PiHfrJhk
Werdykt: