BASKET CASE 2 – WIKLINOWY KOSZYK 2
Jeśli nie oglądaliście części pierwszej, chcąc nie chcąc muszę zaspoilerować wam jej zakończenie, więc jeśli wolelibyście ogolić ryj tarką do sera niż poznać finał „jedynki” użyjcie scrolla i przejedźcie na sam dół recki.
…
…
…
…
Zaczynamy!
Po niezbyt efektownej, ale ciekawej w skutki bójce w finale części pierwszej obaj bracia wylatują z pierwszego piętra i z impetem roztrzaskują się o chodnik.
Choć są w dość ciężkim stanie, przeżywają i zostają pod eskortą policji odwiezieni do szpitala.
Opinia publiczna wie już o morderstwach które popełnili, więc ich przyszłość nie wygląda zbyt różowo.
Na ich szczęście, ze szpitala odbija ich pewna trochę szajbnięta starsza pani, której dom jest azylem dla różnego rodzaju potworności.
Od tego momentu wszystko zaczyna się kompletnie pieprzyć. Ambitna reporterka odkrywa miejsce pobytu braci, a że wraz z nimi pod pręgież może pójść reszta dziwadeł, odmieńcy postanawiają walczyć i pozbyć się zagrożenia.
Przez pierwsze pięć, dziesięć minut naprawdę miałem nadzieję, że nie będzie źle. Może nie dałbym sobie uciąć za to jajec, ale zaczęło się to na tyle ciekawie, że z biegiem czasu byłem coraz bardziej zaskoczony swoim poziomem zniesmaczenia.
Scenariusz jest tragicznie głupi, scena maskarady w barze przyprawia o stan przedagonalny, a reszta zniekształconych ludzi prezentuje się tak kiepsko, że aż odpycha widza od monitora.
Żenua moi państwo. Po fajnej części pierwszej spodziewałem się czegoś choć w nieco podobnym stylu, wyszło z tego natomiast coś tak niestrawnego, że nawet cztery piwa będą zbyt małym umilaczem.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=-Ou5c1KTv9s
Werdykt: