EVIL BONG – ZŁE BONGO
Grupka współlokatorów, których hobby jest notoryczne jaranie zielska zakupuje archaiczne bongo, które ponoć zapewnia niesamowity odlot, ale równocześnie jest opętane przez demona.
Zawsze jednak znajdzie się w ekipie jeden, który jako tako trzyma pion i posiada silnie zakorzenione w psychice instynkty obronne. Kim jest nasz bohater?
Standardowo jest nim kujon, który miga się od palenia zielnych specyfików, a czerwone mięso jest dla niego najszybszym sposobem zejścia na raka.
Gdy przesyłka dociera na miejsce i po raz pierwszy zostaje zostaje użyta do wiadomych celów, zamieszkujący bongo zły duch zaczyna budzić się do życia.
W końcu, po uzyskaniu większej ilości mocy tworzy w umysłach swoich ofiar wizję baru go-go i morduje ich niematerialne, znajdujące się w środku postacie de facto będące ich duszami.
Jeśli dalej ziewacie czytając tę recenzję to wiedzcie, że po prostu nie jestem w stanie jakoś jej urozmaicić. Nie da rady! Przez półtorej godziny seansu wynudziłem się jak jasna cholera i jedyne na co mam teraz ochotę to walnąć się w kimę.
Scenariusz jest badziewny, efektów specjalnych praktycznie nie ma, a zamiast scen gore mamy koncentrat pomidorowy na twarzach „aktorów, którzy krzyczą w niebogłosy podczas agonii spowodowanej kontaktem z kobietą ubraną w biustonosz z czaszkami.
Jasne, cycate kobiety pojawiają się w morderczych wizjach ofiar demona, ale w żaden sposób nie ratuje to widza przed nagłymi atakami drzemki i tylko fanatycy jarania, którzy i tak nie skumają nic z filmu lub psychiczni masochiści dotrwają jakoś do końca.
Niby miałem zamiar odpalić sobie kolejną część zaraz po uporaniu się z tą, ale wiecie co? Mam na to wyjebane. Kiedyś być może dam szansę sequelowi, ale nie spodziewajcie się tego prędko.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=a6hT0qFnucM
Werdykt: