KILLER MOUNTAIN – ZABÓJCZA GÓRA
Nie każde hobby jest bezpieczne i choć kolekcjonowanie znaczków czy butelek po piwie niesie ze sobą lekką dawkę adrenaliny, to jednak niektórzy szukają poważniejszych, a co za tym idzie, bardziej niebezpiecznych form rozrywki.
Tymi, którzy na własnych skórach przekonają się czym grozi udawanie rączych kozic będą himalaiści, którzy zamiast siedzieć w domach i produkować bimber zmierzą się z ogromnym górskim potworem.
Pewien górołaz, który trzy lata wcześniej dał sobie na wstrzymankę z ze „szczytowaniem” po licznych namowach rusza w skaliste tereny by uratować swoją eks, która wraz z ekipą zaginęła podczas eskapady.
Nie będzie to jednak proste, ponieważ nie tylko potężnych rozmiarów stwór będzie przeszkadzał drużynie ratowników, ale również skośnoocy żołnierze zafascynowani pewną mapą oraz latorośle wężowatej bestii.
Olbrzymią wadą produkcji jest to, że ciągnie się jak flaki z olejem i nie potrafi przykuć widza do monitora.
Przełknąłbym jeszcze gówniane CGI, średnią grę aktorską czy kulawe zakończenie gdybym nie musiał sprzedawać sobie „plaskaczy” co 15 minut.
Wbrew pozorom nie jest to odruch sadomasochistyczny mający poprawić nastrój podczas seansu, a usilna próba nie zapadnięcia w drzemkę.
Początkowo zapowiadało się to w miarę fajnie, a ostatecznie wyszło jak wyszło. Nuda, ciemności i bardzo kiepsko wykonane stwory.
Więcej grzechów nie pamiętam, choć na pewno jeszcze jakieś znajdą się podczas wnikliwych oględzin tej produkcji. O ile oczywiście macie ochotę na bliższe zapoznanie się z filmidłem.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=JGKSCLlTZu4
Werdykt:
2 komentarze
dobre! 😉
to zabija śmiechem!