Prawie rok temu Goro napisał bardzo entuzjastyczną recenzję serialu Terror. Po przeczytaniu jej, najpierw obraziłam się na męża, że obejrzał serial beze mnie, a potem stwierdziłam, że koniecznie muszę go nadrobić. Wtedy jednak do Gora odezwał się kolega, że musi przeczytać świetną książkę. Książka ta natchnęła rzeczonego kolegę do wyprawy na biegun (nadal nie rozumiem, w jaki sposób ta konkretnie książka może zachęcać do wyprawy na biegun, ale cóż… każdy ma jakiegoś bzika?). W taki to sposób w moje ręce wpadł „Terror” Dana Simmonsa.
Książka mnie pochłonęła i po przeczytaniu jej i wcześniej wspomnianej już recenzji, włączyłam sobie serial Terror już totalnie nahajpowana na arcydzieło i… No cóż. Wysokie wymagania jednak nie robią nigdy dobrze w odbiorze kultury.
Stwierdzenie, że książka jest lepsza od oryginału jest banalne i trąci snobizmem. Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak w przypadku Terroru, nie było to takie oczywiste. Fabuła opowieści idealnie nadaje się na serial. Nie będę powtarzać już, o czym jest historia, bo to wszystko znajdziecie w recenzji Gora. Historia totalnie filmowa. Ponadto akcja dzieje się w wyjątkowym miejscu – lodowym piekle, z jednej strony zachwycającym swoim krajobrazem lodowych labiryntów czy nieziemskich kolorów zorzy polarnej, a z drugiej przerażająca swoją ciszą przerywaną jękami lodu. Dan Simmons mistrzowsko opisuje okoliczności przyrody, w których znajdują się bohaterowie. Nieustannie przypomina nam o tym, że znajdują się oni w środowisku, gdzie temperatura spada do -50 stopni Celsjusza, a więc np. bohaterowie muszą pamiętać, żeby nie dotknąć gołą skórą metalu, bo skóra już na nim zostanie. Chłód to jeden z największych wrogów marynarzy. Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy w serialu, co chwila któryś z bohaterów wybiega na pokład z gołą głową i w jednym płaszczu. Oglądając serial nijak nie mogłam się wczuć w klimat mroźnej północy. Goro pisał, że jemu oglądając serial robiło się zimno. Ja z kolei oglądając go zastanawiałam się jak to możliwe, że oni mają jeszcze uszy. Jestem w stanie sobie wytłumaczyć, że gdyby aktorzy byliby ubrani, tak jak było to opisane w książce, widz nie zorientowałby się kto jest kim i nie moglibyśmy się cieszyć popisami gry aktorskiej, w momentach gdy aktorzy odgrywali dramatyczne sceny. Ja to rozumiem, ale równocześnie zawiodłam się. Nie czułam tego mrozu. Liczyłam, że serial pomoże mi jeszcze lepiej poczuć tę atmosferę wypraw polarnych i tu się zawiodłam. Miałam wrażenie, że akcja serialu mogłaby równie dobrze toczyć się na morzu bałtyckim zimą a nie w temperaturze, w której pęka szkliwo na zębach.
Nie będę się też rozpisywać, jeśli chodzi o zmiany w fabule, bo nie chcę niczego spojlerować. Takie zmiany są zawsze i nie ma w nich nic złego. Po pierwsze serial kładzie nacisk na inne postaci. Od początku sugeruje nam, którzy bohaterowie będą mieli największy wpływ na bieg wydarzeń i wskazuje palcem czarny charakter. Książka przedstawia nam losy załóg Erebusa i Terroru z perspektywy kilku osób – zarówno dowódców jak i prostych marynarzy. Dzięki temu możemy lepiej poznać motywacje, obawy i historie poszczególnych marynarzy. W szczególności brakowało mi w serialu pokazania, jaką straszną rasistowską, szowinistyczną, snobistyczną mendą był John Franklin. Podobało mi się w książce to, że autor nie udawał, że jego bohaterowie są współczesnymi ludźmi w strojach z epoki. Ich poglądy – dzisiaj szokujące, były przecież powszechne w tamtych czasach. Więc jako współczesna feministka zgrzytałam zębami czytając rozdziały z perspektywy Franklina, jednak cieszyłam się, że czytam książkę, która oddaje sposób myślenia ludzi z tamtych czasów.
Wydaje mi się, że w książce cała historia jest mniej jednoznaczna. W serialu niektóre wątki są uproszczone, tajemnice szybciej wyjaśnione. Przyznaję się, że piszę tę recenzję po obejrzeniu 3 odcinków. Być może w dalszych odcinkach serial zbliży się do książki. Jednak już na tym etapie brakuje mi wielu scen, na które bardzo czekałam. Książka zawiera naprawdę wspaniałe, emocjonujące sceny, które serialowi mogłyby nadać jeszcze więcej grozy. Serial skupił się bardziej na walce o władzę na statku, na tym czy da się utrzymać dyscyplinę wśród ludzi postawionych w ekstremalnych warunkach. Oczywiście jest to bardzo ciekawy temat. Książka z kolei oprócz tego, rozwija mocniej wątki nadprzyrodzone, grozy wywołanej nie tylko przez chłód i głód, ale również tajemniczej istoty o nieznanym pochodzeniu i motywacji. Myślę, że właśnie rozwinięcie tego wątku, szczególnie powinno zainteresować fanów horrorów. W książce są tak idealne sceny grozy, że naprawdę strasznie się zawiodłam, że nie mogłam ich zobaczyć odtworzonych na ekranie.
Dlatego też wszystkim fanom horrorów polecam przeczytać książkę Dana Simmonsa. Jeśli podobał Wam się serial, to książka Was zachwyci. A jeśli się wahacie od czego zacząć to zdecydowanie polecam książkę.
Żona Gora