WATAHA
Panie i panowie! Oto najprawdziwsza apokalipsa zombie rozgrywająca się w naszej mniej lub bardziej (kwestia gustu) ukochanej ojczyźnie!
Sami doskonale wiecie, że jeśli chodzi o produkcje filmów, Polacy potrafią dojebać i to tak bardzo, że gdy napisy końcowe w końcu ukoją nasze oczy, z umysłów widzów z reguły pozostaje jedynie papka, której nie dalibyście do michy bezpańskiemu psu.
Nasi rodacy stworzyli dzieło, w którym (jak zawsze z resztą) pokazali w czym są najlepsi.
Taaak, jest to dokładnie to, czego się spodziewacie. Kilka ton przekleństw, kilkadziesiąt kilo kiepskawych żartów, wywołująca sraczkę gra aktorska i amatorskie efekty.
Może chociaż fabuła prezentuje jako taki poziom? A gdzie tam…
Oddział specjalny mający zapobiec rozprzestrzenieniu się wirusa powodującego przemianę ludzi w nieumarłych przysłowiowo dał dupy.
Poszło im tak źle, że od kilku miesięcy pałętają się po wsiach, by w końcu dotrzeć do tajemniczego domu, w którym żyje garstka ocalałych.
Tam sprawy przybierają zły obrót. Żołdacy nie są w stanie zaprzyjaźnić się z miejscowymi, a na dodatek ścigająca ich wataha dociera pod domostwo.
Całokształt jest niesamowicie chaotyczny i sprawia wrażenie skleconego w pośpiechu, a że filmidło trwa jedyne trzydzieści minut, autorzy nie rozwinęli żadnych ciekawszych wątków, czego skutkiem jest ciężkostrawny paździerz, którego ciężko komukolwiek polecić.
Co mi się podobało? Niezły, choć prosty jak obsługa prezerwatywy plakat oraz krótki czas projekcji, dzięki któremu nie musiałem się zanadto wymęczyć. Tyle!
Nie jest to kompletna katastrofa, ale spodziewałem się czegoś bardziej interesującego.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=jLovbPWibpk
Werdykt: