Na początku należy ostrzec, że niniejsza recenzja będzie recenzją z cyklu „nie znam się, więc się wypowiem”, albowiem będzie dotyczyła sztuki teatralnej pt „Czarownice z Salem” wystawianej w łódzkim teatrze Jaracza. Następnie mógłbym napisać tak (parafrazując krytyka Ferdynanda)- „Drodzy Państwo, spotkała mnie wielka przyjemność, otóż byłem w teatrze”. W dalszej kolejności musiałbym stwierdzić, że mam trochę problem z tego rodzaju rozrywką. Oczywiście wiadomo, że sztuka wysoka itp itd, zwykle też rozumiem dokładnie, o co chodzi, ale mimo wszystko nie jest to rodzaj rozrywki, który uwielbiam najbardziej. Z jednej strony fascynuje mnie oglądanie aktorów na żywo i podziwianie ich kunsztu, a z drugiej często w teatrze (no chyba, że ja po prostu źle trafiam) ma się do czynienia z fabułami typu: „on jej nie chce, ona uciekła z piastunką, córki nikt nie rozumie, pies jest na nich zły” lub też „problemy egzystencjalne rodziny z klasy średniej na tle burzliwej polityki w gminie Parzęczew” czy inne podobne historie. W „Czarownicach z Salem” jest trochę inaczej. Oczywiście poruszane w nich sprawy są poważne, głębokie i egzystencjalne, ale sama historia nie jest (jak dla mnie) typowo „teatralna”. Już bardziej filmowa.
Rzecz zaczyna się, gdy kilka nastoletnich dziewczyn tańczy nocą w lesie. Wydają dziwne dźwięki, śpiewają dziwne pieśni, część zrzuca ubrania, tarza się po ziemi, zawodzi inkantacje. Jak nic odprawiają jakiś rytuał, na którym zresztą zostają przyłapane przez miejscowego pastora, wujka jednego z dziewczyn. Księżulek pragnie wyciszyć sprawę, która mogłaby zaszkodzić jego reputacji, przyłapane panienki z resztą zarzekają się, że była to tylko młodzieńcza, głupia zabawa, ale niestety społeczność Salem średnio daje temu wiarę, gdy jedna z nastolatek zapada w śpiączkę a potem przejawia dziwne objawy, jakby była chora psychicznie lub… opętana. W miasteczku roznosi się plotka, że przywołany został diabeł. Mieszkańcy przypominają sobie różne tragedie z przeszłości (niewyjaśniona śmierć dzieci itp.) i obarczają za to przyłapane na zabawie w lesie dziewczęta. Dodatkowo dowiadujemy się, że jedna z oskarżonych miała romans z jednym obywateli Salem, powszechnie uważanym za nieskazitelnego. Aby romans nie wyszedł na jaw „poczciwiec” zrywa wszelki stosunki z dziewczyną i wydają ją ze swego domu, gdzie pracowała jako służącą. Atmosfera robi się na tyle gęsta, że do miejscowości zostaje wezwany kolejny pastor, znany z tego, że zawsze i wszędzie potrafi wytropić działania Złego. A może po prostu zgodnie z piękna literacką tradycją Bernarda Gui, zawsze i wszędzie się ich dopatruje. Czy to nie brzmi trochę jak fabuła thrillera/dramatu z wątkami okultystycznymi w tle, a nawet czystego horroru?
Na dodatek to, co opisałem, to mniej niż połowa historii. Przyparte do muru dziewczyny przyznają się niejako do czarów, twierdząc, że przy ich pomocy pragnęły się dowiedzieć, kto odpowiada za niewyjaśnione przypadki mające miejsce na przestrzeni lat w miasteczku. Co więcej! Twierdzą, że udało im się tego dowiedzieć i oskarżają po kolei wszystkich najbardziej bogobojnych obywateli Salem. Przy tym ich zachowanie zdaje się wskazywać, że przemawiają przez nie czynniki nadprzyrodzone. Od tego momentu niesamowicie gęsta atmosfera sztuki, zagęszcza się jeszcze bardziej przechodząc z obyczajowego thrillera z domieszką grozy (nie wiadomo jasno czy coś naprawdę przemawia przez dziewczyny, a jeśli tak to co), w przepełniony dramaturgią i napięciem thriller sądowy. Wypadki zachodzą taka daleko, że wiadomo iż tak czy inaczej historia raczej nie skończy się dobrze.
Jak widać treści jest dużo i co za tym idzie dzieje się dużo. No i ta treść jest bardzo wciągająca i pochłaniająca! Historia jest angażująca, intensywna emocjonalnie, rozbudowana a przy tym nie przekombinowana. Przykuwa do fotela, są zwroty akcji, napięcie, dramat i akcenty grozy. Zupełnie jak w filmie. Wydarzenia dziejące się na scenie są tak dramatyczne, że hipnotyzują, dawno się tak nie czułem w teatrze. Świetne! Utwór też dużo mówi i ma rozbudowany przekaz. Długo by pisać,a ponieważ nie jestem specjalistą wspomnę tylko o kilku aspektach owego przekazu (który miejscami kojarzył mi się nawet z Imieniem Róży). Otóż Czarownice z Salem mówią o mechanizmach zbiorowej histerii, o tym, że „diabeł może działać w sędziach a nie tylko w potępionych” (jak słusznie zauważył już właśnie Wilhelm z Baskerville), że „często jedni oskarżają drugich o grzech, którym właśnie ci a nie tamci zgrzeszyli ((jak słusznie zauważył już właśnie Wilhelm z Baskerville), że nikt nie jest bez winy, że zraniona kobieta zdolna jest do wszystkiego i wiele, wiele innych rzeczy. Wszystko, mimo że poważne, jest też w zasadzie oczywiste, jakby się nad tym zastanowić. I mi się to podobało! Sztuka nie ma jakiegoś wydumanego przekazu typu, że aniołowie miłości pióra pogubiły, czy inne tego typu nikogo nie interesujące pierdoły, a sam przekaz nie dominuje nad historią. Sączy się w niej, ale nie odrywa od tego, co się dzieje na scenie. A w końcówce przeszywa z całą mocą.
I na dodatek jak to jest zagrane! Nie lubię używać słowa epickie, ale aktorstwo jest epickie. Przede wszystkim samych postaci jest kilkanaście, jest mnóstwo scen zbiorowych, a sama treść niejako wymusza intensywną, graniczącą z histeryczną grę aktorów. Poza tym co postacie mówią, ważne jest co i jak robią. Sceny opętania są świetne! Tarzanie po podłodze, jęki, krzyki, katatonia przechodząca nagle w grupowe dziecinne śpiewy i tańce itd, wrażenia wprost niesamowite! Wszystkie „wiedźmy” grają hipnotyzująco, a to co wyprawiają z mimiką przechodzi ludzkie pojęcie! Więdłocha jest świetna (z resztą dostała Złotą Maskę), ale Paulina Waledziak (jeszcze studentka!) normalnie robiła niewiarygodne wprost rzeczy! Wszystkie dziewczyny są z resztą genialne. Pozostała część obsady też niesamowita. Doświadczony Andrzej Wichrowski odtwarzający sędziego/gubernatora to profesjonalista i wyjadacz, kreacja Ireneusza Czopa wzrusza i chwyta za serce (kolejna Złota Maska!) a aktorzy grający pastorów (Marek Nędza i Michał Staszczak) mają bardzo ciekawie napisane role. Ich „charakterologiczna zamiana” (w toku wydarzeń jakby obaj stają po odwrotnej stronie konfliktu niż na początku), to coś co mnie niesamowicie zaskoczyło. Zaskoczeń było dużo więcej, ale nie będę ich wszystkich wymieniać.
A aspekty techniczne? Też świetne. Scenografia jest z jednej strony minimalistyczna (przez większość sztuki tylko białe kurtyny na ścianach i na suficie oraz stół), ale doskonale spełnia swoje zadanie, robi wrażenie, jest atrakcyjna wizualnie i nowoczesna. Otóż na owych białych prześcieradłach, w zależności od sceny, wyświetlane są różne obrazy, którym towarzyszy muzyka (często mroczna): a to mroczny las, a to tematy religijne i tak dalej. Do tego sufit zmieni położenie, wznosi się, opada, faluje a w kliku momentach pokrywa aktorów. W scenie chorej leżącej na stole przypomina to zwłoki leżące na marach. Klimat jak z horroru. Scenografia jest mocno horrorowa. Horrorowe (jak dla mnie) momentami są też kostiumy. W newralgicznych dla historii momentach np kapłani czy sędzia zakładają monstrualne opatrzone różnymi symbolami kaptury, które przy pewnej dozie wyobraźni kojarzyć się mogą nawet z piramidogłowym z Silent Hilla. Są wielkie i mroczne.
A minusy? Nie jest to strcite horror, ale przecież w teatrze nie robi się takich rzeczy. Ale spokojnie, poetyka grozy jest bardzo widoczna i mocno eksploatowana. i sama historia podnosi wątki typowe dla kina grozy. No i jest też parę nowoczesnych teatralnych zagrywek niczym rodem z repertuaru „Svensona Kutavsona” czy innego „Ingmara Rabarbara”, ale są głównie na początku więc szybko o nich zapominamy. Mimo, to trochę drażnią.
Podsumowując, dawno będąc w teatrze, czułem się jakbym w teatrze nie był. Wydawało mi się, że oglądam film lub czytam książkę (piszę o odczuciach z pozycji laika oczywiście). Nie jest kameralnie, teatralnie. Jest z rozmachem i epicko. Nie ma przekombinowanego przekazu. Są mocne, poważne, głębokie, ale jasne i proste treści. I jest akcja (z licznymi zwrotami) groza, dramat, romans, thriller, jeszcze raz dramat, napięcie i wszystko łączy się w jedną całość. A wszystko to w hipnotyzującej oprawie. Koniecznie obejrzeć!