SEEDS OF DESTRUCTION
–
NASIONA DESTRUKCJI
Gdy w łeb bierze próba wymyślenia ciekawego stwora, który postraszyłby/zachwycił widzów swoją aparycją, zawsze pozostaje pójście na łatwiznę i zaprezentowanie odbiorcom monstrum składającego się z samych korzeni i pnączy.
Na taki pomysł wpadli twórcy tego dzieła, w którym pani archeolog wraz z buńczucznym agentem FBI, który stracił wiarę w Jezusa, będą walczyć z przerośniętym korzenarium pacyfikującym świat i jego mieszkańców.
Niedbale stworzona potworność ma na celu przywrócenie świata takiego, jaki był na początku dziejów. Jego stwórca natomiast, walnięty i aspołeczny doktor lubujący się w zestrzeliwaniu helikopterów ma kompletnego jebla na punkcie, że tak powiem, powrotu do korzeni,
Jest tu jeszcze parka dziennikarzy, ale są oni tak samo nudni jak cała reszta i chyba aktorzy ich grający mieli mocne wtyki w wytwórni (lub prostytuowali się na potęgę) by specjalnie dla nich ktoś napisał nawet tak bezpłciowe role.
Od biedy można to oglądnąć podczas wszamania strogonowa z rodziną, ot tak, żeby uniknąć bezsensownych konwersacji o wpływie temperatury na paprotki i takich tam bzdetów.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: