Dzisiaj recenzja gościnna, bo i film trochę nie w stylu bloga. Nie jestem fanka horrorów (sic!), ale jestem żoną jednego z adminów. Postanowiliśmy obejrzeć razem film i znaleźliśmy coś, zdawałoby się idealnego dla nas obojga „Duma i uprzedzenie, i zombie”. Idealnie! ja właśnie skończyłam czytać książkę Jane Austen, no a Goro się jarał, że będą zombie. Jakby to była „Duma i uprzedzenie i zombie i Masza” to moglibyśmy w ogóle obejrzeć całą rodziną. No i trochę może szkoda, że w tym filmie nie było Maszy – pewnie byłby zabawniejszy i skończyłby się większą rozróbą. A tak to obejrzeliśmy film, który można by podsumować jednym słowem: „meh”
Biorąc pod uwagę sam pomysł na film, wydawałoby się, że to nie może się nie udać. „Duma i uprzedzenie” to klasyka literatury. Losy sióstr Bennet, których ówczesne prawo spadkowe skazywałoby na nędzę, jeśli nie wyjdą bogato za mąż, dzięki talentowi Jane Austen wciągają od pierwszych stron. Materiał idealny na przeniesienie na ekrany, stąd też wielka popularność kolejnych ekranizacji. Jak to z klasyką bywa, doczekała się swoich parodii, przeróbek i fan-fików. Kwestią czasu było, aż ktoś dopisał do tej historii zombiaków. Przyznaję, że nie czytałam „Dumy i uprzedzenia i zombie”, więc w recenzji będę się odnosić do pierwowzoru Jane Austen a nie książki Setha Grahame-Smitha.
Pomysł wydawał się idealny. Obsada wyśmienita – Matt Smith, Charles Dance czy Lena Headey. Już sobie wyobrażałam jak Lady Katarzyna głosi poważnym tonem, że gorsze od bycia ugryzionym przez zombie, może być jedynie małżeństwo z osobą o niższej pozycji. Sam początek filmu wzbudził moje nadzieje, gdy okazało się, że pogromca zombiaków pan Darcy identyfikuje a następnie wykańcza nieumarłych podczas partyjki wista. Sekwencja z ilustrowaną historią Anglii, czytaną przez Charlesa Dance i opowiadającą o zarazie (którą na pewno musieli sprowadzić Francuzi) była równie dobra. Ale później już było tylko gorzej.
Oglądając film miałam wrażenie, że pisanie scenariusza wyglądało mniej więcej tak: weźmy najważniejsze i najsłynniejsze sceny z książki. Przepiszmy je do scenariusza i między nimi dopiszmy: a teraz walka z zombie. Jednym zombie. Jednym mało strasznym i mało ruchliwym zombie. Co 15 min. I nagle nie ma czasu ani żeby postraszyć zombie, ani żeby przejąć się historiami miłosnymi w tle ani żeby zabawić się tym cudownym konceptem, jakim jest zderzenie angielskich wyższych sfer z przełomu XVIII i XIX wieku z zarazą zombie. Otrzymaliśmy, więc film, który nie jest ani straszny, ani ciekawy ani zabawny. Jeśli ktoś nie zna oryginału Jane Austen nie zrozumie raczej motywów głównych bohaterów. Z kolei miłośnicy horrorów nie mogą raczej liczyć ani na dreszczyk strachu ani nawet na porządną rozwałkę. Wszystko wygląda tak, jakby po kolei były odhaczane obowiązkowe punkty, ale brak w tym wszystkim pomysłu, co właściwie z tymi zombiakami zrobić.
Liczyłam, więc chociaż na obsadę. Niestety ani Charles Dance ani Lena Headey nie mieli czego grać. Szkoda zwłaszcza tej ostatniej, gdyż koncepcja, że surowa i wyniosła Lady Katarzyna miałaby być największą pogromczynią zombiaków na świecie była wyśmienita. Między filmową Lizzie a panem Darcy’m, czyli jednymi z najbardziej znanych miłosnych par w dziejach, nie ma żadnej chemii. Jeśli ktoś nie zna oryginału Jane Austen może być zdziwiony, skąd w ogóle pomysł, że Darcy się jej oświadcza. Jedyną perełką całego filmu, dla której warto go obejrzeć jest Doktor. Tzn. pan Collins. Tzn. wspaniały Matt Smith. Och, jakie by to było cudowne, gdyby pozostali aktorzy zagrali w tym samym filmie co Matt Smith. Mam wrażenie, że tylko on załapał, jak powinien wyglądać film, który nazywa się „Duma i uprzedzenie i zombie”. Z jednej strony idealnie odwzorowuje głupotę i zarozumialstwo pana Collinsa. Z drugiej strony jego reakcje na zombie są zupełnie takie, jakich by się można spodziewać po panu Collinsie. Sceny z Mattem Smithem są zdecydowanie najzabawniejszymi scenami w filmie. Po części ze względu na talent aktora a po części dzięki Jane Austen, gdyż postać pana Collinsa jest jej zasługą. Ona go tak świetnie napisała a scenarzysta i reżyser na szczęście byli na tyle rozsądni, żeby go nie zepsuć.
Podsumowując, czekam na „Dumę i uprzedzenie i zombie i Maszę” w reżyserii Matta Smitha. Fani Jane Austen na pewno znajdą inne interesujące ekranizacje jej prozy. Fani zombiaków znajdą na pewno na blogu recenzje lepszych horrorów. A fani Matta Smitha… nie no fani Matta Smitha będą zadowoleni, bo Matta Smitha nigdy za wiele.
http://horroryonline.pl/film/duma-i-uprzedzenie-i-zombie-pride-and-prejudice-and-zombies-2016/725