TC 2000
Jeśli myślicie, że świat przyszłości uraczy was syntetyczną, peklowaną wołowiną, seks-androidami z manualną funkcją tworzenia otworów lub choćby poprawieniem jakości usług Poczty Polskiej, to jesteście w błędzie.
Prawi i sprawiedliwi mieszkańcy podziemi nieustannie tłuką się po mordach z ludźmi zamieszkującymi powierzchnię naszej planety, która bardziej przypomina zawartość poaborcyjnego śmietnika, niż zdrowe łono Matki Ziemi.
Gdy jedna ze strażniczek podziemi zostaje postrzelona podczas akcji, winą za to zostaje obarczony jej partner, który domyślił się, że jego szef jest typem człowieka, który siedzi okrakiem na barykadzie, przechylając się jednak w stronę opozycji.
Ścigany przez byłych towarzyszy znajduje azyl u niepokonanego mistrza karate, z którym podąża do „Stacji Końcowej”, by raz na zawsze zmienić oblicze postapokaliptycznego świata.
Jakby facet mało miał problemów, okazuje się, że jego wieloletnia przyjaciółka i partnerka zostaje w 20% poddana cybernetycznym zmianom, które zapewniają jej przewagę w walce.
Do tego, korzystając z komputerowego oprogramowania przestaje rozgraniczać dobro od zła, co prowadzi do kilku nieciekawych zdarzeń, w tym kopania swego eks-partnera po kroczu.
Jest to pierwszy znany mi film, w którym Bolo Yeung nie gra drącego na
sobie szmaty zakapiora, lecz szlachetnego, choć karłowatego mistrza
karate i wychodzi mu to nieźle.
sobie szmaty zakapiora, lecz szlachetnego, choć karłowatego mistrza
karate i wychodzi mu to nieźle.
Produkcja jest co prawda przestarzała, a fabuła bardzo naiwna, ale miło bawiłem się już po dwóch piwkach.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: