THEY LOOK LIKE PEOPLE
–
WYGLĄDAJĄ JAK LUDZIE
De ja vu. Tommy Wiseau. The Room. Ci, którzy kojarzą temat, powinni wiedzieć czym to pachnie i jakie skutki może nieść dla przeciętnego zjadacza kebabów, ale nie uprzedzajmy biegu wydarzeń.
Ten stylizowany na horror dramat skupia się na relacji dwóch przyjaciół oraz kobiety, która związała się z jednym z nich i jest zarazem jego szefową. Chłopaki uwielbiają rzucać w siebie przedmiotami (skąd to znamy?) i rozmawiać na tematy, które zwykłemu człowiekowi nie przyszłyby do głowy.
Sęk w tym, że jeden z facetów wyprowadził się ze swojego miasta i tymczasowo zamieszkał ze swoim przyjacielem, lecz zewsząd słyszy głosy, które ujawniają mu straszną tajemnicę.
Otóż obcy, którzy przypominają ludzi przygotowują się do ostatecznego ataku na Ziemię i finalnym sygnałem do ataku, mają być trzy grzmoty na bezchmurnym niebie. Stwory, kryjące się pod ludzką powłoką są wrażliwe na kwas, a do tego nie przebierają w środkach. Jakich? Nigdy się tego nie dowiemy.
Przez cały czas trwania filmu obserwujemy relacje dwójki przyjaciół oraz towarzyszymy im we wzlotach i upadkach, dotyczących normalnego na pozór życia. Wszystko to jest delikatnie polane parapsychologicznym sosem i stara się na pozór udawać horror. Jaki to ma sens? Cholera, mnie się nie pytajcie
Skojarzenia z The Room są tutaj moim zdaniem uzasadnione, bo choć aktorstwo jak i scenariusz stoją tu na wyższym poziomie niż w dziele Tommy’ego Wiseau, to jednak są tu pewne podobieństwa, które dziwnie przypominają ten okropny w swej cudowności film. Spójrzcie tylko.
Nie wiem czy o tym wiecie, ale w oryginalnym scenariuszu „The Room”, Tommy miał okazać się wampirem i w finałowej scenie odlecieć samochodem w bezkresną noc. Tu zakończenie jest jeszcze bardziej idiotycznie, niż strzygoń pędzący w wypasionej furze po nieboskłonie.
Tak więc nim włączycie ten film, miejcie na uwadze, że to strata czasu.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: