CLOVERFIELD
Oto krótki poradnik dla wszystkich, którzy będą mieli nieszczęście spotkać się z monstrualną istotą niszczącą wasze zapyziałe miasto. Jeśli chcecie wybudować kiedyś dom, posadzić drzewo i zapłodnić (dokładnie tak) syna, wystrzegajcie się kilku zachowań, przez które bardzo szybko możecie zjednoczyć się ze swoimi przodkami w zaświatach.
- Nie drzeć ryja.
- Nie obrażać matki przybysza z kosmosu.
- Nie rzucać w niego zrolowanymi serwetkami, obciążonymi otoczakami.
- Skupcie się, to najważniejsze… nie biegać jak matoł po mieście, nagrywając wszystko na kamerze.
Garstka przyjaciół, których problemy miłosne obchodzą widza tyle co stan konta Macierewicza, popada w nielichą kabałę. Miasto, w którym zamieszkują odwiedza ogromny potwór z zapaleniem spojówek, który niszczy budynki, mosty i okoliczne sklepy monopolowe, a mieszkańcy są tym faktem zwyczajnie wkurwieni.
Do walki z potworną bestią stają wojskowi, którzy naparzają do niej ze wszystkiego co mają (patrz punkt 2) i nie mają zamiaru łatwo oddać pola. Jeśli chodzi o naszych bohaterów, to trzeba przyznać, że choć część z nich jest głupsza niż ustawa przewiduje, to niektórzy potrafią jako tako radzić sobie w życiu, a ta umiejętność przyda im się, gdy na ulice rozpierzchną się… dobra, nie będę spoilerował.
Może brzmi to dziwnie, ale właśnie o tym jest ten film. Potwór rozpieprza miasto, a kilku nastolatków stara się przeżyć, chowając się po budynkach, ruszając na akcje ratunkowe czy nacierając się olejkiem balsamicznym. Nie pytajcie mnie czemu.
Film ten ma już kilka lat na karku, ale efekty specjalne wciąż mogą się podobać, fabuła jest prosta jak tok myślenia dziobaka, a nasi bohaterowie nie irytują widza aż tak bardzo, jak to bywa w tego typu produkcjach.
Przyznać muszę, że bawiłem się bardzo dobrze, choć filmy z gatunku found footage działają na mnie gorzej, niż nocna przebieżka po parku, po wypiciu pół litra na łeb. Jest efektownie, ponuro, a gdy pojawia się stwór, rozpieprz jest pokaźny!
Kto jeszcze nie widział, niechaj biegnie do najbliższej wypożyczalni VHS i nadrobi zaległości. Nie jest to Opus Magnum ani też Hesus Piesus kina o potworach, ale urok swój ma.
Werdykt: