Aloha ludziska! Co jest brodate, ma łeb pełen pomysłów i niedawno sprawiło sobie pingle, których nie powstydziłby się Harry Potter? Nieważne o czym pomyśleliście, bo nie macie racji. Personą, z którą prowadził będę wywiad jest nie kto inny jak Wiktor Kiełczykowski, reżyser i scenarzysta „Hordy”, „Watahy” oraz „Czarnego szlaku ebonitu”.
Na trzeźwo nie warto: Panie Wiktorze, że tak zagaworzę. Przynam się bez bicia, że jeśli chodzi o „Hordę” jak i „Czarny szlak ebonitu” napalony na nie jestem niczym szczerbaty na suchary. Mógłbyś pokrótce opowiedzieć czytelnikom, którzy nie znają obsługi Google z czym to się przysłowiowo „je”?
Wiktor Kiełczykowski: Horda jest pierwszym profesjonalnym serialem internetowym osadzonym w świecie post-apokaliptycznej Polski, 15 lat po zagładzie, która zdziesiątkowała ludzkość. „Czarny szlak ebonitu” jest natomiast filmem krótkometrażowym sfinansowanym przez internautów osadzonym w universum Stalkera.
Na trzeźwo nie warto: Jesteś bardzo młodym reżyserem, a już zaczyna byc o Tobie głośno w filmowym światku. Przyznaj się, masz sławnego tatę figurującego pod innym nazwiskiem, posiadasz naturalną siłę przebicia czy przetrzymujesz w piwnicy kogoś znanego, wymuszając od niego pomysły na produkcje?
Wiktor Kiełczykowski: Moi rodzice nie mają nic wspólnego ze światkiem artystycznym. Nie pomagają mi w żaden sposób. Nie są też politycznie zawikłani w żadną partię. Tak wyszło. Ale szum zaczął się wokół mojej osoby niedawno, stosunkowo.
Po prostu zacząłem pyskować a to przyciąga uwagę ludzką. A jak już ktoś pyskuje z sensem i ma rację, to tym bardziej. Dużo osób z mojego bliskiego otoczenia mnie ucisza że nie powinienem mówić prawdy na temat polskiej kinematografii, no ale ja jakoś nie umiem. Od Pisfu nigdy pieniędzy nie dostane, nie liczę na to. Więc mogę gadać jak mi się wydaje że jest.
Na trzeźwo nie warto: Uważnie śledząc Twoje poczynania w internecie, zauważyłem, że dałeś sobie, jak i jednemu ze swoich filmów 10 gwiazdek na największej Polskiej stronie dotyczącej szeroko rozumianej (albo i nie) kinematografii. Czego dowodzą te oceny? Jesteś aż tak bardzo zadowolony ze swojej pracy? Tak bez fałszywej skromności 😉
Wiktor Kiełczykowski: To chyba dawno było. Teraz już bym swojego filmu, szczególnie tego tak nie ocenił. Pewnie chciałem podnieść ocenę.
Na trzeźwo nie warto: Doszły mnie słuchy, że jeśli chodzi Twoje polityczne aspiracje, najchetniej podpisałbyś się pod partią sygnowaną przez Człowieka-Muchę, jeśli wiesz o co mi chodzi 😉 Pociąga Cię prawico-katolicki system wartości czy po prostu pod krawatem nie czujesz się komfortowo?
Wiktor Kiełczykowski: Ja jakby jestem głębokiej wiary ateistycznej, wiec nie o to chodzi. Ale podnieca mnie myśl wolnego kraju. Nie jestem wielkim sympatykiem Korwina, ale uważam że powinno mu się dać szansę. 70% rzeczy które on gada to jakieś prywatne poglądy(bo o takie go pytają), których nawet nie chce wprowadzić w życie. To co on uważa według swojej moralności to jedno, pomysły polityczne to drugie.
Druga sprawa że mam w sobie duszę rebelianta i anarchisty, wiec może dlatego mnie ciągnie w stronę prawą. Żeby się buntować dla idei, jak w „Tangu” Mrożka. Jak już lewo stanie się prawym, będę za prawym które było kiedyś lewym.
Na trzeźwo nie warto: Skoro poświęcasz swój czas na tworzenie produkcji o zombie lub też parasz sie klimatami postnuklearnymi, wybitnie coś pod kopułą każe Ci iśc w tym kierunku. Opowiesz czytelnikom o Twoich inspiracjach?
Wiktor Kiełczykowski: Chyba największymi inspiracjami byli zawsze John Carpenter i George Romero. Oni mnie nauczyli rozumienia kina i na nich się wychowałem jako filmowiec. To niezwykli kolesie, też rebelianci i dawni „hipisi” którzy chcieli po prostu robić fajne filmy. Nie potrzebowali ogromnych budżetów. Po prostu robili. Jestem zdania że teraz za dużo się myśli, trzeba robić, nie myśleć. Jest idea i trzeba się za nią zabrać. Nowych filmów z gatunku nie lubię, widzę zbyt odniesień do innych filmów. Lubie Book of Eli. Ale po 20 minutach wiedziałem że on jest… [spoiler]… bo to nawiązanie do samotnego bohatera, masażysty ichi, podróżnika. To trochę denerwujące bo nie mogę normalnie filmu obejrzeć czasami.
Na trzeźwo nie warto: Zapytam Cię teraz o film, który był dla mnie sporym rozczarowaniem. Chodzi mianowicie o „Watahę”, w której maczałeś lepkie paluchy. Gdy podczas seansu raczyłem się piwkiem, największe zastrzeżenia miałem do warstwy dialogowej, jak i chaosu fabularnego. Mam wrażenie, że miałeś zbyt wiele pomysłów i żadnego nie udało Ci się dopiąć do końca. Będziesz mnie pewnie chciał wielokrotnie krzyżować za takie ostre słowa, ale ciekaw jestem, jaka jest Twoja wersja wydarzeń?
Wiktor Kiełczykowski: To był mój dyplom. Powiem tak, szczerze. Uważam że to nie do końca moja wina a niekompetentnej ekipy. Miałem świetnych aktorów i fajne story ale to czasami nie wystarczy.
Ten film miał wyglądać zupełnie inaczej. Miał w stylistyce nawiązywać do Nocy żywych trupów, starego kina ,być taki w stylu niemieckiego ekspresjonizmu. No ale wyszło jak wyszło.
Główny problem Watahy to to że nie dokończyliśmy wszystkich zdjęć i sceny „przesłuchania” są napisane po zdjęciach i są próbą ratowania filmu.
Kilka scen mi się podoba, jak np sceny na tarasie lub śmierć Pułkownika.
Ale dużo się nauczyłem z tego filmu i nie popełniam już tych samych błędów.
Na trzeźwo nie warto: Przejdźmy teraz do Twojego podejścia, jeśli chodzi o reżyserkę. Wspomagasz się na planie jakimiś specyfikami? Browar, whiskey, prażony słonecznik? Czy też jesteś wolny od nałogów współczesnego świata?
Wiktor Kiełczykowski: Pale papierosy i to mój jedyny nałóg. Na planie Hordy musiałem palić e-papierosy. Brrr… Co do reżyserii to nie mam jakiś konkretnych wymogów. Nie lubię jak wszyscy lecą do mnie na planie i pytają o rzeczy które już były ustalone przed zdjęciami. Wole skupić się wtedy na rozmowie z autorem zdjęć i aktorami.
Na trzeźwo nie warto: Jak dobierasz ludzi do swoich projektów? Wysyłasz maile do mniej/bardziej znanych osobistości, by zagrały u ciebie czy też werbujesz członków z pośród znajomych i przyjaciół?
Wiktor Kiełczykowski: Sama ekipa to ludzie których zbierałem przez wiele lat wokół siebie. Niektórzy odchodzą niektórzy przychodzą, ale jakby główny trzon jest ten sam. Oprócz mnie chyba wszyscy się zmienili od czasu Watahy.
Co do aktorów to z roku na rok mam większą pulę aktorów. Jakby wole pracować z ludźmi których znam i napiłem się piwa. Nie lubię etapu poszukiwania aktorów. Wiec mam jakąś tam pulę aktorów zaznajomionych pod których piszę konkretne rolę. Lepiej się pracuje i aktorowi jak również mi.
Na trzeźwo nie warto: A teraz trochę z innej bajki. Ostatnio niesamowicie wciągnął mnie serial „Z nation”, tworzony przez Syfy i Asylum, dwie wspaniałe wytwórnie, które na potęgę produkują niskobudżetowe dzieła. Zdarzyło Ci się widzieć co nieco z ich twórczości? Choćby „Ośmiorekina”, „Piraniokondę” czy „Sharknado”?
Wiktor Kiełczykowski: Nie trawie. Nie podoba mi się również Z Nation z prostego powodu, widziałem to już. Gatunek zombie zaczyna zjadać swój ogon znowu, tak jak zjadał w latach 90. Trzeba szukać nowych rozwiązań na ten świat a nie próbować zrobić serial w stylu filmów jakich wiele. Ale jestem pod wrażeniem, że Asylum jest w stanie robić filmy i seriale z takimi małymi budżetami. Jakby jeszcze była do tego jakaś stylistyka i klimat, to byłyby wypas filmy.
Na trzeźwo nie warto: No i pytanie finałowe. Gdybyś dostał pokaźny zastrzyk kosmodolców, pozwalających Ci popuścić wodze fantazji i doprowadzić księgowych do załamania nerwowego, za jakiego typu film byś się zabrał? Pozostałbyś w apokaliptycznym klimacie czy spróbowałbyś czegoś nowego?
Wiktor Kiełczykowski: Bardzo mnie fascynuje kino noir. Mam treatment filmu dziejącego się w powojennej warszawie. Jest to połączenie kina post-apokaliptycznego, jak i horroru/thrillera z elementami paranormalnymi. Fajne to mogłoby być. A pierdyliard dolarów by się do tego przydał.
Na pewno chciałbym też opowiedzieć prawdziwą historię bitwy pod grunwaldem. Jak do tego doszło, czemu, z jakich pobudek. To wielka bitwa i zwycięstwo Polski, która zasługuje na coś więcej niż tylko bycie elementem „Krzyżaków”. Po za tym jestem spokrewniony z rodem Jagiellonów w jakiś tam sposób, wiec tym bardziej.
Ale przede wszystkim gdybym dostał ogromny budżet zabrałbym się najpierw za coś mniejszego a dopiero potem był zrobił film z ogromnym budżetem. Mam w szufladzie bardzo fajny scenariusz „Purgatorium” który ma być mam nadzieje moim debiutem kinowym, kiedyś. Fajna story, trocha teatralna w postaci metafizycznego horroru. Może kiedyś.
2 komentarze
Toż to już prawie mainstream 🙂
Wiem… możesz mnie zbesztać, ale czasami nawet mainstreamowe rzeczy są tak idiotycznie dobre, że warto palnąć reckę 😉