Jedyną rzeczą jakiej powinniśmy się obawiać
jest sam strach
Ten szalenie trafny cytat (którego autorstwo internety przypisują Rooseveltowi albo Churchillowi, a jak to jest naprawdę, nie czuję potrzeby dalej weryfikować, jako że, jak każdy geek-wannabe, większość mądrości życiowych, także i tę, poznałem z komiksu, zatem w moim przypadku autorstwo cytatu moja pamięć przypisuje…Batmanowi) mógłby z powodzeniem posłużyć za motto „Paniki”.
Ja natomiast mogę mottem tej recenzji uczynić parafrazę tego cytatu np. w brzmieniu: „jedynym autorem, który może być bardziej jak Masterton niż sam Masterton jest sam Masterton”. Czy jakoś tak.
Książka zaczyna się mocnym akcentem czyli śmiercią całej drużyny skautów, wraz z opiekunami, w okolicznościach wskazujących na zbiorowe samobójstwo. W rozwiązanie zagadki, tj. odkrywanie co się tak naprawdę stało zostają wplątani samotny ojciec (wdowiec) wraz z synem cierpiącym na syndrom Aspargera. Oczywiście, jak to u Mastertona, bohaterowie zostaną rzuceni w wir wydarzeń mających swoje źródło w wątkach rodzinnych, historycznych oraz nadprzyrodzonych, ze szczególnym uwzględnieniem wierzeń z określonego kręgu kulturowego…..ale czy aby na pewno? Nie wszystko jest bowiem tym czym się z początku (a także i później) wydaje.
„Panika” jest bardzo ciekawą pozycją dla wiernych fanów Mastertona (such as myslef), co pisałem także o np. o „Transie śmierci”, ale jednak z dość innych względów niż właśnie ten drugi tytuł. Nie jest bowiem „Panika” przeglądem większości standardowych patentów Mastertona, kolażem jego pomysłów z każdego po trochu, czy nawet uwypukleniem tych najlepszych. Z książką tą (in my very humble opinion) wiąże się bowiem bardzo ciekawe wrażenie.
Opiera się ono na tym, że w zasadzie książka bazuje na standardowym zestawie mastertonowskich chwytów, ale wszystkie one są tak …..nie do końca.
Jest niby postać medium, ale nie w formie pojawiającego się mniej więcej w połowie szamana/kapłana/wróżki czy innej tego typu postaci, odnalezionej dla potrzeb fabularnego rozwiązania polegającego na przedstawieniu bohaterowi nadprzyrodzonego sposobu pokonania tego z czym przychodzi mu się mierzyć. Tu rolę postaci „nadprzyrodzonej” po stronie pozytywnych postaci historii, pełni wspomniany syn głównego bohatera, który od początku zwraca się i ojca ku zjawiskom nie z tego świata, ale nigdy wprost, a nawet w ogóle bez większego lub mniejszego rozjaśnienia fantastycznych zjawisk, których przyjdzie im doświadczać.
Przez naprawdę większą część książki nie jest też jasne czy mamy do czynienia ze „standardowym demonem z okolicznych wierzeń”, raz niby coś na to wskazuje, potem nie, a potem znowu tak, ale nie na pewno. Kiedy już się w miarę okazuje z czym mamy do czynienia to natura zjawiska i tak w dużym stopniu pozostaje niejasna, a to co, o nim wiadomo, jest z jednej strony mocno charakterystyczne dla Mastertona, ale w ostatecznym rozrachunku w bardzo wielu aspektach inne.
Zakończenie też jest takie, że z jednej strony czerpie mocno z arsenału pomysłów Mastertona, jednakże w finale rozgrywa je w dość nietypowy dla tego autora sposób.
W konsekwencji dostajemy książkę, która sprawia wrażenie mniej więcej takiej jakby bardzo sprawny pisarsko fan Mastertona, z głową pełną także swoich pomysłów, postanowił napisać coś w stylu swojego ulubionego pisarza i niejako mu w hołdzie. W zasadzie świadczy to chyba o dużym dystansie autora do swojego pisarstwa i obrazuje trafność motta, ze wstępu recenzji. Dodatkowo dzięki temu zaciekawia też do samego końca, bo czytelnik nie ma pewności, co się dzieje, do czego wszystko zmierza i jak się skończy.
Oprócz tego wrażenia, właśnie z powyższych powodów, książka pozostawia jeszcze jedno, które w zasadzie może stanowić podsumowującą zachętę do zapoznania się z „Paniką”. Otóż duża jest szansa (ja tak miałem), że odbierze się ją tak, jak pierwsze spotkanie z panem Grahamem (nawet jeśli będzie to 25 przeczytana książka tego autora). Założę się, że wszyscy jego czytelnicy takie swoje pierwsze spotkanie z tym autorem wspominają bardzo miło nawet jeśli książka, która z którą to spotkanie się wiązało, nie była jakoś szczególnie udana. I mimo, że „Panika” też Ameryki nie odkrywa, pozwala powrócić do emocji, które nam towarzyszyły, kiedy zaczynaliśmy przygodę z Mastertonem. Przynajmniej we mnie taki wrażenie zostawiła. I jest to wrażenie bardzo fajne.
Aha. Scen grozy nie jest dużo, ale jak już są, są dość „soczyste”. No i ciekawostka, duża cześć książki dzieje się w Polsce.