Oj, jak tylko zobaczyłem na horroryonline.pl, że rzeczywiście jest taki pełnometrażowy film jak Sadako vs Kayako ( a nie jest to tylko jakaś fanmade porównawcza recenzja czy coś w tym stylu) wiedziałem, że muszę to czym prędzej obejrzeć. Jednocześnie wiedziałem też, że będzie to doświadczenie mocno masochistyczne, bo powszechnie wiadomo, że wszelkie ikoniczne versusy (np. Freddy vs Janson) z definicji są głupawe i można je nakręcić jedynie źle. To samo w sobie jest jeszcze nic złego, bo równocześnie jest to idealny, wdzięczny temat, na kino czysto rozrywkowe spod znaku filmów „dobrze złych”(kazus opisywanej wcześniej „Śmierci w Tombstone„). Nijak to mi jednak nie pasowało do symboli japońskiego kina grozy spod znaku Ringu i Klątwy (szkoda, że jeszcze nie Shutter do kompletu!). Byłem gotowy na to, że zarówno z filmem jak i recenzją będę miał pod górkę (i to jak krew z nosa po górkę) i to do tego stopnia, że, czego nigdy nie robię, przeczytałem najpierw, co już się pisze na temat filmu w Internetach, a nawet zrobiłem wywiad środowiskowy na fanpage’u Dobry Horror.
Ale tego, co zobaczyłem to się spodziewałem jak zakonnic na derbach Łodzi!
Na wstępie można powiedzieć, że w sumie jest to film przyzwoicie zrealizowany, niczego odkrywczego i tak nie można się było po nim spodziewać, trochę scen strasznych, trochę humoru- a więc ogólnie jednowieczorowy średniak, 6/10.
Ogólnie to jednak bardziej przychylam się do opinii, że jest to film……okropnie durny. Nic tu się kupy nie trzyma. Całość sprawia wrażenie jakby grubi producenci z równie grubymi cygarami postanowili wycisnąć jeszcze grubsze hajsy z ikonicznych marek, sądząc, że jak przytną na reżysera i scenariusz to i tak to się samo wszystko obroni. Nie broni się, (zaraz będzie wiadomo dlaczego), ale w gruncie rzeczy podejrzewam, że mamy tu do czynienia z czymś, co na własne potrzeby nazywamy syndromem „Commando”.
Definicję tego zjawiska ukuliśmy na podstawie z kolei ikonicznego kina akcji, co to samo w sobie jest gatunkiem na tyle głupotonośnym, że film w tym rodzaju wystarczy nakręcić mocno na poważnie, czy też z dzikim zaangażowaniem eksploatując jego motywy, żeby nakręcić jego wyśmienitą parodię. Jednocześnie z tego też powodu, nigdy do końca nie wiadomo czy twórcy wygłupili się na serio czy też serio robią sobie wygłupy. Przykładowo raczej nie można mieć wątpliwości, że „Człowiek demolka” to parodia kina akcji. To samo można powiedzieć o „Niezniszczalnych”, co najmniej od drugiej części (ale pierwsza to już się serio zastanawiałem). Ale taki Uniwersalny Żołnierz? Zwłaszcza jego późniejsze części? No i wreszcie przysłowiowy „Commando”, który jest jednym z dwóch mitów założycielskich kina akcji. Niby wzorcowy film tego gatunku, ale jak się zacznie oglądać….. Drugi mit założycielki filmów akcji to oczywiście „Rambo” (z dziecięcych wizyt w wypożyczalni VHS pamiętam tylko te dwa plakaty)., z których pierwsza część to był oczywiście poważny dramat, za to już dwójka i trójka…jak w tym skeczu z Hot Shots: wysłaliśmy naszych chłopców, żeby ratować naszych chłopców, którzy poszli ratować tamtych chłopców.
I jak sobie tak oglądałem Sadako vs Kayako od razu miałem refleksję: no nie, to są jakieś jaja.
Film zaczyna się wykładem profesora o legendach miejskich, w czasie którego wykładowca oświadcza, że wszystkie te legendy to tzw. „bullshit” oprócz oczywiście tej o Sadako. Szybko się okazuje, że ów profesor jest jakimś psychofanem, fetyszystą i potencjalnym stalkerem Sadako. Od razu każe studentom poszukiwać przeklętej kasety i obiecuje nagrodę. Oczywiście następnie ranodmowe uczennice wchodzą z randomowego powodu do randomowego sklepu ze starociami i kupują randomowy odtwarzacz video, w którym znajdują…suprise, suprise….nierandomową kasetę. Oglądają ją, od razu wiedzą, że to ta i rozpaczają, co teraz (później jedna z nich na pytanie dlaczego ją oglądała odpowiada: zawsze byłam głupia). Jedyną pomoc oferuje profesor, którego obchodzi tylko, cyt: „czy widziałyście już Sadako?” Wobec opisanej grozy sytuacji, profesor oczywiście jest też pewny, że to ta kaseta i że jego uczennice mają pozamiatane i mimo tego….traktuje je ciekłym parabolicznym i ogląda kasetę ponieważ interesuje go tylko, cyt: „no film ciekawy, ale gdzie jest Sadako”. Potem kolejne osoby wokół niego kończą gorzej niż w Hamlecie, ale nasz akademik ma dla nich na łożu azjatyckiej śmierci jedno pytanie „czy pokazała się Sadako?” Tu przypomniał mi się taki dowcip o tym jak łoś, maszyna do lodów i Zygmunt Chajzer lecą w kosmos. Nie będę pisał całego dowcipu bo i tak latam od dygresji do dygresji, ale powiem tylko, że kulminacja skeczu opiera się na dramatycznej awarii wahadłowca zaś pointę stanowi pytanie „czy biel może być jeszcze bielsza?”.
Dalej jest jeszcze lepiej (czyli gorzej), w pewnym momencie na scenę wkracza topowe medium i pogromca klątw, który bierze z góry (hehehe) ogromny hajs, po czym……nie robi nic tylko rzuca coraz głupsze pomysły, wśród których majstersztykiem ma być właśnie tytułowe: „wiem! Napuśćmy na siebie Sadako i Kayako”. Bohaterki filmu dotknięte klątwą, która wciągu następnej doby ma im zagwarantować, że nie wystąpią w kolejnej części, znajdują jeszcze czas na refleksje „ale Pan tak na serio?”W sumie wcale się nie dziwię. Czekałem tylko jeszcze kiedy wyskoczą Egzorcyści z Hell Baby. W czasie showdownu, gdy dziewczęta narażają życie gwiazdor mediów (mediumów?) kieruje akcją zza węgła. Akcja oczywiście nic nie daje oprócz eskalacji dramatu, ale na to i nasz mistrz ma radę: „Plan A nie zadziałał, czas na plan B, któraś z was się musi poświęcić!”. Przypominam, że wziął za to gruby hajs. W końcu jedna z panien rzeczywiście się poświęca skacząc do studni, ale wiecie co? To też ch**a daje!
Cóż, nie piszę specjalnie, jak to powinno być w typowej recenzji, o wadach i zaletach filmu, postanowiłem zaprezentować konwencję żeby każdy sobie ocenił. Tak ogólnie to zgadzam się z jednym z artykułów w necie, że w tym filmie jest i zabawnie i poważnie, a najlepsze jest właśnie owo zabawnie. Problem w tym, że trudno, jak to w the Commando Sydnrome, stwierdzić, czy to jest zabawnie na poważnie (czyt. celowo), czy wyszło zabawnie bo miało być na poważnie (czyt. niecelowo). Znając jednak wprawę Japończyków kręceniu grozy to skłaniam się ku pierwszemu. Przy czym jeśli tak jest, to jest to trolling wysokiej próby. O skali trollingu może świadczyć fakt, że jest to pierwszy i zarazem jedyny film, który widziałem, który. …sam sobie spojluje jump scary.
Nawet jeśli się mylę, to i tak ten film daje się obejrzeć TYLKO na wesoło. Ostatnio tak się uśmiałem na Psychoville (kapitalne, muszę zrecenzować!). Przy czym uwaga, jest to humor szczególny- dla tych, którym nie przeszkadza, że właśnie robią go w yayo. Jeśli to ma być, jak to głosi zapowiedź (dig the propaganda): scariest showdown in horror history to…..tu także mam pewne skojarzenie. KSW 9.