Aloha! Z wielką przyjemnością chciałbym zaprezentować wam wywiad z człowiekiem o równie pogiętym i popapranym guście jak u waszego nadwornego recenzenta. Jeśli macie dzisiaj zły dzień i myślicie o samobójstwie, być może będzie to dla was rzecz, która przywróci wam wiarę w pozytywne siły wszechświata.
Oto wywiad z Dawidem Gryzą, koneserem złego kina oraz fanatykiem dziwacznych arcydzieł.
Na trzeźwo nie warto: Nie dość, że prowadzisz fajnie prosperującego bloga, to na dodatek masz wiele innych zainteresowań. Z tego co mi wiadomo prowadzisz doroczne filmowe zloty, a także zajmujesz się reżyserką. Nie strach chwytać się tylu zajęć na raz? Żona nie goni cię za tego typu dewiacje?
Dawid Gryza: Strach. Blogi prowadzę dwa, oprócz tego kilka fanpage’ów (m.in. Plakaty filmowe z Ghany), te doroczne zloty to Festiwal Filmowy „Kocham Dziwne Kino”, reżyserię troszkę ostatnio zaniedbuję, ale za to zdarza mi się występować przed kamerą. Faktycznie jest tego na tyle sporo, a przecież jeszcze trzeba jakoś zarabiać na czynsz i chleb.
Może nie powinienem się więc dziwić, że kobiety czują się przeze mnie zaniedbywane i odchodzą. Jak na razie jeszcze żadnej nie wystarczyło na tyle dużo cierpliwości, by zaczekać abym zdążył poprosić ją o rękę.
Na trzeźwo nie warto: Bardzo znany portal zajmujący się recenzowaniem horrorów przyznał twojemu filmowi „Pecador” iście wyczochraną ocenę 8/10… wstyd się przyznać, ale ja, choć zajmuje sie podobną tematyką nie bawiłem się na nim rewelacyjnie. Dla kogo więc adresowany jest ten film, skoro tak obeznany, sławny i kultowy redaktor jak ja miał takie problemy z jego przyswojeniem?
Dawid Gryza: Kręcąc film (współreżyserem jest Paweł Kaczmarek) nie robiliśmy go pod publiczkę. Mieliśmy do wykonania pewien założony wcześniej plan i staraliśmy się go wykonać w miarę możliwości bezkompromisowo.
W miarę możliwości, bo na pewne rzeczy nawet sam reżyser nie ma wpływu (niedostatki budżetu, gra aktorów amatorów). Chcieliśmy nawiązać do estetyki meksykańskich filmów lucha libre, które uwielbiamy, oraz do amerykańskiego science-fiction z lat 50. Uważam, że nam się to udało i kto lubi takie klimaty potrafi film docenić. Kto nie lubi – to nie.
Krzysztof Gonerski, ówczesny redaktor naczelny Horror-Online, docenił i stąd taka wysoka nota. Film zaliczył niejeden pokaz publiczny i większość widzów z seansu była zadowolona, ale zdarzały się również głosy na nie. Tak jest z każdym filmem. Nie ma takiego, który w równym stopniu podoba się każdemu.
Na trzeźwo nie warto: Prócz publikowania recek na twoim autorskim blogu „Kocham dziwne kino” , maczasz również mokre paluchy w stronce zwanej „Karmiony Celuloidem”. Robisz to dla ubawu, kasy, kobiet, koksu czy też przyświecają ci temu jakieś wyższe, nieodgadnione cele?
Dawid Gryza: Zanim Kocham Dziwne Kino stało się blogiem, najpierw przez kilka lat funkcjonowało jako strona internetowa.
W międzyczasie założyłem blog Karmiony Celuloidem, na którym opisywałem nie tylko dziwne kino, ale też to całkiem normalne, a także książki, muzykę i inne tematy, które nijak się miały do prowadzonej strony. Formuła bloga zachęciła mnie to tego, żeby Kocham Dziwne Kino przenieść na ta niwę.
Piszę z wewnętrzej potrzeby podzielenia się swoimi wrażeniami.
Do blogów nie są podpięte żadne reklamy, więc na tej twórczości nie zarabiam, ale ostatnio trafiło się kilka miłych odzewów i zostałem zaproszony na trzy festiwale filmowe jako bloger, dzięki czemu miałem możliwość kożystać zupełnie za darmo z dobrodziejstw festiwalowych repertuarów.
Na trzeźwo nie warto: Skoro wcześniej poruszyliśmy temat „Pecadora”, czytelnicy zapewne chcieliby wiedzieć, z czym się to przysłowiowo „je”…
Co ty masz we łbie, że powołałeś meksykańsko/teksańsko/bohaterskiego osobnika do życia i poświęciłeś mu film? W końcu nawet Tomir Dąbrowski, reżyser „Ataku zabójczych telefonów” zareklamował tę produkcje w swoim dziele.
Dawid Gryza: Nie wiem gdzie Ty się tam dopatrzyłeś teksańskości, ale Meksyk faktycznie jest pełną gębą. Przygoda z tą kinematografią rozpoczęła się wraz z przeglądem meksykańskiej retro fantastyki Mexico Fantastico w 2005 roku, na którym zobaczyłem pierwsze filmy lucha libre.
Było to dla mnie coś absolutnie nowego, coś czego poszukiwałem od dawna w kinie. Z tej formuły wzięła się cała reszta, czyli kult zamaskowanego zapaśnika.
Naszprycowany meksykańskimi filmami w końcu sam postanowiłem zrobić film. Tak powstała postać Pecadora, która oprócz pełnometrażowego debiutu, pojawia się od czasu do czasu tu i tam 😉
Na trzeźwo nie warto: A teraz będzie ostro, więc lepiej się przygotuj i wchłoń kilka wspomagaczy… pojechałem za ciebie cholernie wielką ilość kilometrów na premierę „False Awakening” do Torunia i wciąż mam plakietkę z twoim imieniem i nazwiskiem, którą dostałem w spadku od reżysera tego dzieła.
Masz pojęcie co robiłem posługując się twoim mianem? Nie miałeś z tego powodu nieprzyjemności w prokuraturze?
Dawid Gryza: Pojechałeś bo chciałeś, a ja akurat nie mogłem. Jak sam zapewne wiesz natłok obowiązków nie zawsze pozwala brać udział we wszytkich eventach, w których by się chciało. Wówczas nałożyło się na siebie kilka spraw i któreś musiałem wybrać.
Nie można być w kilku miejscach na raz. A o plakietce pierwsze słyszę 🙂 Tomir nic mi o tym pokazie nie mówił, bo troszkę się na mnie pogniewał, ale już mu chyba przeszło.
Na trzeźwo nie warto: A teraz jeszcze mniej poważnie. Sceny, których byłem świadkiem w „Pecadorze” niekiedy kojarzyły mi się z klasycznymi motywami z zamierzchłych filmów, które współczesne pokolenie zwykło zaszczycać co najwyżej dziwacznym spojrzeniem.
Chodzi mi na przykład o scenę, w której gorylo-monstrum porywa kobietę, niosąc ją na własnych ramionach. Czy był to ukłon w stronę klasycznych dzieł z potworami pragnącymi kobiet?
Dawid Gryza: No i masz już odpowiedź na pytanie dlaczego „Pecador” do jednych dociera, a do drugich nie 😉 Zarówno potwór niosący niewiastę, jak i sposób pokonania tychże potworów, postać generała – to wszystko są nawiązania do klasyków science-fiction.
Na trzeźwo nie warto: Zamierzasz nakręcić kolejną część filmu o zamaskowanym mścicielu czy też dałeś sobie spokój z reżyserowaniem? Mało słychać o twoich filmowych podbojach, a szkoda, bo smykałkę niewątpliwie masz, choć nie w każde gusta to trafia.
Dawid Gryza: Bardzo chciałbym coś jeszcze nakręcić, ale jest to robota na pełen etat. Nie dało by się pogodzić tego ze wszystkimi innymi absorbującymi mnie projektami. Z czegoś musiałbym zrezygnować. Były czynione pewne podchody do nowego filmu, ale na razie utkwiły w martwym punkcie.
Na trzeźwo nie warto: Żeby zbytnio cię nie stresować, zapodam ci w przegób prawej ręki pytanie innego typu. Mianowicie chodzi o rzecz, która niezmiernie interesuje każdego czytelnika „Na trzeźwo nie warto”.
Jakiego rodzaju używkami wspomagałeś się podczas kręcenia filmu? W końcu nikt ci nie uwierzy, że robiłeś to na kompletnego trzeźwiaka. Nie z nami te numery.
Dawid Gryza: Jeśli spodziewasz się morza wódki wypitej na planie to muszę Cię rozczarować. Oczywiście alkohol był obecny, ale było to najczęściej piwo i to w ilościach nie pozwalających utracić nam kontroli nad projektem.
W scenach gdy alkohol pity był przed kamerą to zawsze był alkohol. Nigdy nie udawała go barwiona woda, no chyba że alkoholu zabrakło 😉 Zdarzały się natomiast takie odstępstwa jak to, że tequilę udawał paprykowy Nemiroff.
Na trzeźwo nie warto: Na pewno nie przyznasz się publicznie do korzystania z nielegalnych używek, ale możesz zamiast tego powiedzieć o tym, co uwarunkowało cię w taki, a nie inny posób. Dajmy na to czy podobnie jak ja chciałeś za dzieciaka zostać konserwatorem zwłok ? Miałeś jakieś traumatyczne przeżycia?
Dawid Gryza: Jako dziecko… no może młody człowiek, bo już byłem nastolatkiem, marzyło mi się granie w filmach, ale stwierdziłem, że jednak nie jestem zbyt fotogeniczny, więc zacząłem pisać scenariusze. Później marzyło mi się reżyserowanie.
Cały czas jednak pisałem recenzje oglądanych filmów. W pewnym sensie jestem więc twórczo spełniony. Szkoda tylko, że nie daje się z tego wyżyć.
Traumatycznym przeżyciem jest dla mnie obcowanie z filmami wybitnie złymi. Tak złymi, że w ogóle nie powinny powstać, ale za to te mniej złe, mniej udane, potrafią rozbawić mnie do łez.
Na trzeźwo nie warto: A teraz prosiłbym cię o kilka słów dla czytelników. Chcesz kogoś pozdrowić? Zjebać? Wyzwać na gołe klaty? Pamiętaj tylko, że co pojawi się w cyberprzestrzeni będzie tam na zawsze 😉
Dawid Gryza: Czytelnikom życzę otwartych umysłów, poszukiwania swojej filmowej niszy i czerpania z niej nieustającej frajdy. Życie potrafi dać w kość z każdej strony, a filmy potrafią przynieść odmóżdżającą ulgę.
Oczywiście nie chodzi mi o to, by oglądać tylko poryte produkcje, ale żeby ich nie lekceważyć.
Zachęcam także wszystkich marzących o kręceniu do spróbowania swoich sił – zawsze później będziecie mogli podzielić się Waszą twórczością z widownią Festiwalu Filmowego „Kocham Dziwne Kino”, no chyba, że wyjdzie Wam totalny syf 😛