TRIASSIC ATTACK
–
ATAK DINOZAURÓW
Mało kto o tym wie, ale nim blond panienka od smoków zaczęła świecić pośladami w „Grze o tron”, zaczęła swą karierę w recenzowanym tu gniotku, w którym z nielichą werwą co sił pomykała na biszkoptach, by nie stać się ofiarą jednej z trzech bestii.
Ale żeby za szybko nie zdradzać ich tożsamości (zerknęliście na tytuł, co?) powiem tylko, że zostały one wskrzeszone z martwych przez Dakotę, zdesperowanego potomka Indian, któremu chciwa korporacyjna szycha chciała odebrać ziemię.
Miasteczka będzie bronił szeryf wraz z eks żoną i córką… szlag mnie w tym momencie trafił, ponieważ jest to IDENTYCZNY schemat jak w 3,4 produkcjach które widziałem tego roku.
Sprawdzałem nawet czy to nie ten sam reżyser, ale okazało się, że nie.
W każdym razie, banda mieszczuchów ucieka przed szkieletami dinozaurów, które warczą, piszczą i pożerają krowy. Mioodzio.
Wszystko kończy się happy endem, czyli na powrót gorejącym ogniskiem rodzinnym oraz przypomnieniem sobie przez eks małżonków czasów wierności małżeńskiej.
Nim to nastanie, widz na własnej skórze doświadczy grozy kiepskich efektów specjalnych, ogranych schematów i szeroko rozumianej, mdłej bździny.
Dobra, może nie było aż tak źle, ale dość mam już oglądania w kółko tego samego.
Że co? Mówicie, że nie jestem osamotniony w moim myśleniu? To właśnie chciałem usłyszeć.
Dla zainteresowanych:
Werdykt:
Jeden komentarz
Dinozaury lubię, ale nie aż tak 😀