No cóż, niekiedy trudny jest bardzo los recenzenta, bowiem czasem musi, z dużym uszczerbkiem swojego zdrowia psychicznego zwłaszcza w obszarze odpowiedzialnym za poczucie estetyki, przebrnąć przez strasznego gniota oferującego 1,5 godziny męczarni, żeby móc z czystym sumieniem i rzetelnością ostrzec czytelników żeby nie szli tą drogą.
Fabryka śmierci jest właśnie takim filmem, przed którym trzeba jednoznacznie ostrzec. Jestem przyzwyczajony do wszelkich form kiczu i tzw. kina klasy B do tego stopnia, że często całkiem nieźle się na nich bawię, ale niestety przy Death Factory, co chwila zaliczałem facepalmy i łapałem się za głowę, tak zły jest to film.
I nie, nie jest to film dobrze zły jak Śmierć w Tombstone ani zawierający ciut więcej plusów niż klasyczna szmira, jak Yeti: Mordercza Stopa. Co więcej jest to typowe kino klasy Z, w którym większość rzeczy jest nawet gorsza niż w standardowych produkcjach tego gatunku.
Obraz ten to typowy slasher, w którym teoretycznie atrakcyjna młodzież powinna udać się na szaloną imprezę, w czasie której powinni się zmierzyć z szalonym killerem w sposób gwarantujący dużo akcji bądź to ganianej bądź pełnej napięcia.
Tutaj mamy uwaga, uwaga:
– młodzież bardzo umiarkowanie młodą(!)(nawet bardziej niż ja);
– jeszcze bardziej umiarkowanie (!!)atrakcyjną;
-która udaje się na masakrycznie nudną imprezę;
-i której zostaje zafundowane RNMP (dla tych co skipnęli Tango i Cash: Rodzona Matka Nie Pozna) bez żadnego napięcia i ganianego tzn. zupełnie znikąd;
-przez kilera, który ma origin ściągnięty chyba od Bebopa i Rokstedyego z Wojowniczych Żółwi Ninja (w filmie wypada to wyjątkowo durno)
Zwykle nie posiłkuję się cudzymi opiniami lub linkami, ale tym razem zrobię wyjątek bo pasuje
https://www.youtube.com/watch?v=vmafNJCVHfs
Nic tu się kupy nie trzyma, a na końcu jak następuje standardowe wyjaśnienie przez głównego złego, o co tak naprawdę chodzi trzyma się jeszcze mniej. Aktorstwo jest tragiczne, a jedyna aktorka, która wydaje się, że na tle całej obsady mogłaby coś sensownie zagrać, to najpierw pokazuje, potem wrzeszczy i następie umiera.
Dwie rzeczy ujdą. Miejsce akcji jest ładnie obskurne, obdrapane i opuszczone, a przez to dość klimatyczne. Z tym, że kolegów i koleżanki z USA może ono straszyć, u nas budzi raczej miłe wspomnienia miejscówek odwiedzanych w dzień wagarowicza (pozdro opuszczona fabryka przy POW!). Pomysłowy jest design kilerki, niestety głównie spotkania z nią wyglądają tak, że wyrasta spod ziemi, charczy, ktoś się zalewa litrami keczupu, po czym bestia znika tak od czapy jak się pojawiła.
http://horroryonline.pl/film/fabryka-smierci-death-factory-2002/785