Kto jak kto, ale ja bardzo dobrze znam potęgę elektryczności. Dzieckiem będąc włożyłem dwa nity do kontaktu, czego efektem była wizyta Lorda Raidena w moim pokoju i pobudka na drugim końcu pokoju.
Co mi zrobił gdy leżałem nieprzytomny? Tego to nawet wiedzieć nie chcę, za to powiem wam jaki to ma związek z recenzowanym tu filmem.
Otóż żaden, nie wiedziałem po prostu jak zacząć tę recke.
Produkcja ta jest doskonałym przykładem na to, że czasem można stworzyć film tylko w celu promocji muzyki. Wiem, że brzmi to dziwacznie, ale tak właśnie jest.
Ogólnie rzecz biorąc kompletnie bezbarwni bohaterowie szukają śladów morskiego potwora, który bezwstydnie pożera ludzi.
Jakby tego było mało, monstrum potrafi porywać ich z plaż, co samo w sobie jest z deczka niepokojące.
Ludziki zwiedzają łajby, kopulują ze sobą, grasują w ciemnościach, parzą się jak króliki i wszystko to odbywa się przy akompaniamencie całkiem przyjemnej, lekkiej rockowej muzyki, która to jest najjaśniejszą częścią tego dzieła.
Olbrzymi węgorz elektryczny pojawia się pod koniec filmu i delikatnie mówiąc, jest zrobiony bez polotu. Z resztą jak cały film.
Jednak najgorszą wadą tej produkcji jest to, że jest kurewsko, okropnie, przerażająco nudna.
W życiu nie poleciłbym jej nikomu, no chyba że by mnie ktusik podkurwił. Omijajcie ten syf szerokim łukiem dzieciaczki.
Jeden komentarz
Już w trzeciej części Ten Który Kroczy Między Rzędami wyłazi z ziemi. I to właśnie kładzie cały również niezły film. Nie wiem kogo tak pizgnęło po czerepie by wyciągać z ukrycia szatana…
Szczególnie zaś w niskobudżetowej produkcji jak te.