Czytając opinie na temat tego filmu miałem niemalże pewność, że zmuszając się do seansu będę bluźnił i zapodawał facepalmy co kilka, kilkanaście minut. Bo w końcu gówniany wysyp pseudohorrorów z pod znaku nawiedzeń jest dość pokaźny i ciężko znaleźć w tym szambie coś pozytywnego.
Jednak moja kobita, nim poszła na drugą zmianę w rzeźni zakomunikowała mi, że już zdążyła obczaić tę produkcję i całkiem przypadła jej do gustu, a na dodatek cielątko którym miała zająć się w robocie i tak nie zajmie dużo czasu… dobra, jaja sobie robie z tą pracą!
Wyposażony w odpowiednie artykuły spożywcze zasiadłem przed kompem i przez półtorej godziny obserwowałem, jak kilkoro ludzi gada sobie przez Skype’a. Tak właśnie wygląda ta produkcja, ale o dziwo jest to jej największy plus!
Okazuje się, ich znajoma, która rok wcześniej walnęła samobója zaczyna pisać do nich wiadomości na facebooku i ingerować w ich życie. Na jaw wychodza także grzeszki młodziaków, a za nieposłuszeństwo lub próbę wyjścia z konwersacji są oni szlachtowani jak bezbronne owieczki.
Zdziwiłem się srogo, jak taki prosty pomysł doskonale sprawdził się w horrorze i trzeba przyznać, że jest to nad wyraz oryginalny sposób na stworzenie czegoś ciekawego.
Jeśli nie przeszkadza wam dosyć eksperymentalne podejście i nieprzerwane pasmo dialogów to coś czuję w moczu, że będziecie się fajnie bawić. Ja tam jestem pozytywnie zaskoczony.