Gdy rok temu przygotowywałem się psychicznie do odpalenia tego dzieła bałem się jak jasna cholera. Nawet pies, czując mój niepokój nerwowo krążył wokół łazienki i podgryzał każdego, kto był na tyle bezczelny by próbować prześlizgnąć się do mojego pokoju… no, chyba że przekupiło się go ciachem, kruszonką, starym miśkiem, właściwie czymkolwiek co nie wyglądało jak kaktus.
Lękałem się oczywiście tego, że autorzy spieprzą film wprowadzając zbyt wiele innowacji lub też kopiując z pierwowzoru tyle, że finalnie będzie to tylko odświeżona wersja nieudolnie kopiująca dzieło sprzed lat.
Na całe szczęście wyszło to lepiej niż się spodziewałem i na dodatek duch „Martwego zła” jest tutaj doskonale wyczuwalny!
Pewna kobita, która nie radzi sobie z narkotykowym nałogiem jedzie wraz z przyjaciółmi na detoks i tak się składa, że za miejsce odosobnienia wybierają sobie leśną chatkę, w której młódka ma dochodzić do siebie i zwalczyć uzależnienie.
Na miejscu sprawy komplikują się jeszcze bardziej, ponieważ mroczne siły zostają przypadkowo uwolnione z zamknięcia, a młodziaki, którzy rezydują w domu jeden po drugim stają się ofiarami rozszalałego demona.
I trzeba uczciwie przyznać, że jatka jest potężna! Dzieciaki giną na wyszukane sposoby, nie brak tutaj fajnie przearanżowanych scen znanych z pierwowzoru, a slapstickowego humoru, który nie każdemu pasuje praktycznie tutaj nie uświadczyłem.
Czy jest to film bez wad? Mnie nie pytajcie, bo nie od tego tu jestem. Jedyne co mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, to fakt, że już przy jednym piwku można się przy tym wyśmienicie bawić.