Czasem nie trzeba silić się na zawiłości fabularne, tworzyć głębokich emocjonalnie bohaterów czy upierać się na to, by film trwał cholerne dwie godziny, podczas których „męczenie buły” przyprawi przeciętnego widza o infekcję cewki moczowej.
Wystarczy jednak, by postawić na krew, cycki oraz niedługi czas trwania, a być może wyjdzie z tego małe, łatwo przyswajalne arcydzieło, którego nie będzie wstyd pokazać babci podczas niedzielnego obiadu.
Napaliliście się na tą gadkę o piersiach, co? Co prawda w tej krótkometrażowej produkcji nie ujrzycie choćby szczerbatego sutka, ale za to krwi jest tu dosyć sporo, a pomysł, choć banalnie prosty sprawdza się znakomicie.
Cholernie postawny, długowłosy jegomość parkuje auto nieopodal lunaparku i dzierżąc w łapskach tytułową piłę truchta na zaplecze domu strachów, by zarobić nieco grosza przerażając dzieciaki. Nie jest to jednak żadna atrapa, lecz w pełni działający sprzęt, z którego w widowiskowy sposób korzystać będzie podczas dziesięciu minut seansu.
Jeśli myślicie, że będę się czegoś czepiał czy wytykał błędy, to tym razem nie będziecie mieli racji. Produkcja ta, sygnowana nazwiskiem Eliego Rotha jest prosta i przyjemna jak strzał w pysk… oczywiście o ile to wy wymierzacie sprawiedliwość za pomocą pięści.
Co ja wam z resztą będę gadał, kliknijcie na link znajdujący się poniżej i dajcie znać, jak wam się podobało.