Tajemnicą nie jest, że jestem wielkim admiratorem sztuki komiksowego artysty Kelley’a Jones’a. Mam polubiony jego profil na facebooku, więc o tym, że wraz z Mattem Wagnerem (odpowiedzialnym za scenariusz) pracuje nad komiksem o księciu wampirów dowiedziałem się „z pierwszej ręki”. A gdy tylko się dowiedziałem zapragnąłem go mieć tak bardzo, że zamówiłem w oryginale w preorderze prosto z USA (w języku angielskim). I dziwnym nie jest, że się napaliłem, gdyż nie tylko Jones, ale i Wagner to artyści, których fanom komiksu przedstawiać nie trzeba.
Matt Wagner to kultowy i zasłużony zarówno w warstwie graficznej jak i scenariuszowej weteran, który stoi za mnóstwem klasycznych historii obrazkowych ( np.: „Grendel”, „Batman and the Monster Men” czy częściowo „Sandman- pora mgieł”), zaś Kelley Jones to aktualnie (obok Mignoli) najwybitniejszy żyjący rysownik tworzący w klimatach grozy na planecie Ziemia. I to w zasadzie oficjalnie, bo czym innym jak nie pasowaniem na króla komiksowej grozy można nazwać fakt, że najwybitniejszy horrorowy artysta wszechczasów- Bernie Wrightson- wybrał Jones’a do dokończenia swego ostatniego komiksu: „Frankenstein żyje, żyje”. Mam z resztą wrażenie, że Kelley Jones, z natury skromny i pokorny artysta samouk, nabrał wiatru w żagle i zdecydował, że zamiast tworzyć pod dyktando dużych wydawnictw, zrobi wreszcie coś o czym marzy i narysuje, to czego naprawdę pragnie. Dlatego dobrał sobie drugiego kultowego twórcę, założyli sobie wydawnictwo „Orlok Press” (swoją drogą cóż za cudna nazwa!) i obaj wzięli się za realizację marzeń. I cóż z tego wyszło? Absolutnie śmiała, bezkompromisowa i oryginalna wizja, z której aż wylewa się miłość do grozy i mrocznego fantasy.
Matt Wagner raczy nas tu historią odważną, w pełni autorską i o tyle śmiałą, co nieortodoksyjną. I bardzo pomysłową. Opowiada nam bowiem „origin” Draculi, ukazując w jaki sposób stał on się największym z wampirów i uzyskał swoje niezwykłe moce. Otóż w tej opowieści Vlad Tepes, po ataku Turków przegrany, ścigany i bez armii, postanawia wdrożyć plan „B” w celu ratowania ojczyzny przed niewiernymi. Zawiera pakt z diabłem w myśl, którego w zamian za duszę będzie miał szansę, studiując w raz z innymi śmiałkami z całego świata, nauczyć się wszystkich arkanów czarnej magii, dzięki której ma szansę na odbicie swego kraju z rąk najeźdźców. Ale czempionem szatana może być tylko jeden a pozostałych rywalizujących o mroczną wiedzę czeka los, którego lepiej sobie nawet nie wyobrażać. Hrabia jako człowiek ambitny i wytrwały szybko wysuwa się na czoło wyścigu, lecz nie byłby sobą, gdyby nie miał też planu na oszukanie szatana. Ale czy to w ogóle możliwe?
Jak widać z opisu, historia opowiedziana w „Dracula: The Impaler” jest naprawdę oryginalna, na wskroś niezwykła i czerpiąca nie tylko z wampirzego „lore”, ale także z innych tekstów kultury ( w tym nawet trochę z Harrego Pottera). Zakładam, że wampirzym purystom może się to nawet nie do końca podobać, bo historia momentami bardziej przypomina dark fantasy niż typowy wampirzy horror. Spotkałem się też z zarzutem, że opowieść nie pogłębią postaci Draculi, na co przy takiej historii była możliwość. Nie do końca się z tym zgodzę. Oczywiście faktycznie nie rozwija ona charakteru Vlada w jakiś poważny sposób gdyż nadal to ten Dracula znany z książki Stokera: na wskroś okrutny, przebiegły, bezwzględny i… charyzmatyczny. Jednak w komiksie jest też na swój sposób patriotą, który z miłości do kraju (no i oczywiście z ambicji) gotów jest zaryzykować wszystko, w tym własną duszę.
A nawet jeśli przyjąć, że nie ma tu jakiegoś głębokiego rozwoju charakterologicznego Draculi, to bez wątpienia jest naprawdę epicki, działający na wyobraźnie, niesamowicie niezwykły pomysł na wyjaśnienie czemu nie jest on „zwykłym” krwiopijcą i czemu tak bardzo różni się on pozostałych „dzieci nocy”. W popkulturze „Dracula” wszak był ukazywany (a przynajmniej ja tak to widzę) jako wampir różniący się od innych swych pobratymców, potężniejszy, bardziej niebezpieczny, posiadający zdolności niedostępne nikomu innemu. A pochodzenie owych umiejętności dotąd pozostawało tajemnicą. W opowieści Wagnera tajemnica ta została odkryta i pokazana w sposób nie tylko bardzo pomysłowy, ale też przekonujący, zajmujący i niezwykle działający na wyobraźnię. Ukazuje nam też Hrabiego jako jednostkę, która przeżyła więcej i widziała więcej, co doskonale pasuje do postaci. Ja to kupuję w całości.
Osobny akapit należy się szacie graficznej. Wiadomo, że styl Kelley’a jest tak niezwykły, że albo się go też kupuje w całości, albo nie trawi. Dla tych, którym bliżej do tej drugiej opcji mam bardzo dobrą wiadomość. Artysta tonuje tu swoje zamiłowanie do zaburzania proporcji i skłania się bardziej ku realizmowi. Dodatkowo chyba idzie w ślady Wrightsona bardzo umiejętnie wydobywając półtony za pomocą odpowiedniego szrafowania. Podobne zabiegi stosował już w „Daphne Byrne” i tutaj też robi, ale z umiarem, pozostawiając „rdzeń” swojego wyjątkowego stylu nienaruszonym. Uspokajam więc: Jones nie jest w żadnym razie naśladowcą, po prostu rozwija swą technikę w duchu ulubionych mistrzów, zachowując jej najlepsze cechy: teatralność, zamiłowanie do kontrastów i wprost wybitne wykorzystanie światła i cienia. Można nawet stwierdzić, że „Kelley Jones” w Draculi wzniósł się na wyżyny talentu, tworząc jedne z najlepszych w karierze ilustracji. Tak to jest, gdy robi się coś z miłości.
I to jest dobre podsumowanie powieści graficznej „Dracula book 1: The Impaler”- że jest to komiks stworzony z miłości. Czuć to w każdym wątku i w całej historii, bez trudu można to dostrzec w każdym kadrze i na każdym panelu i uczucie to towarzyszy czytelnikowi od pierwszej do ostatniej strony. Oczywiście wizja Wagnera i Jonesa może się nie wszystkim spodobać, przez swoją nieortodoksyjność oraz przez fakt, że nie każdemu da to, czego by oczekiwał od opowieści niejako mającej poszerzać i pogłębiać archetyp księcia ciemności. Za to z pewnością nie można jej odmówić śmiałości, odwagi, oryginalności i rozmachu. Zaprawdę historia, którą uraczyli nas Matt Wagner i Kelley Jones jawi się jako brawurowe przedsięwzięcie mające na celu spełnienie całkowicie prywatnych marzeń dwóch zakochanych w grozie wielkich artystów, którzy jeszcze wszystko mogą a już nic nie muszą. Czy można wyobrazić lepszy duet do podjęcia takiej próby?
ocena: 9/10
autor recenzji: Goro M