“Long as I’ve Got Your attention, I guess I should probably mention, that we made a determination”
Dawno nie napisałem żadnej recenzji. Tłumaczyłem sobie, że to z braku czasu, ale to nie do końca prawda. Fakt jest taki, że dawno nie oglądałem nic takiego, o czym naprawdę czułem, że muszę się wypowiedzieć. Aż w końcu z polecenia obejrzałem (a raczej pochłonąłem) animowany serial platformy Amazon Prime- Hazbin Hotel. Od kiedy tylko skończyłem ostatni odcinek pierwszego sezonu wiedziałem, że wypowiedzieć się o tym muszę! (inaczej się uduszę!) Jak więc postanowiłem, tak czynię. Mam już waszą uwagę? No to lecimy!
„This place reeks of death, there’s a chill in the air”
Jak ktoś się zastanawia czy kreskówka pasuje do portalu o horrorach, to wystarczy nadmienić, że jej fabuła dzieje się w piekle. A piekło jak to piekło- zamieszkane jest przez wszelkiego rodzaju demony, dla których wszelkie brutalne i krwawe uczynki to chleb powszedni. Ale nie tylko dla nich. Dla aniołów także. Tak, tak… dla aniołów. Otóż kraina grzeszników jest przepełniona, co martwi mieszkańców niebios, gdyż uważają oni, że przez to siły nieczyste stają się coraz potężniejsze. Aby temu zapobiec, niektóre z aniołów w wielkiej tajemnicy raz do roku schodzą „na dół” i dokonują regularnej rzeźni mordując dużą część piekielnej populacji. Nieźle nie?
No i mieszkanką tej krainy desperacji i rozpaczy jest nasza główna bohaterka- córka króla Piekieł imieniem Charlie. Charlie to niewinna, naiwna i pełna dobrych intencji oraz zaraźliwego entuzjazmu demonica, która zmartwiona losem mieszkańców piekielnych włości próbuje coś z tym zrobić. Wpada na niedorzeczny pomysł- postanawia założyć hotel, w którym będzie „rehabilitować” grzeszne dusze. Dziewczyna wierzy, że w każdym, nawet w mieszkańcach piekła jest odrobina dobra. Należy ją tylko odnaleźć i wydobyć na wierzch. Niezła fabuła, co? To pierwsza, wielka zaleta Hazbin Hotel. Ale nie jedyna.
“You’re a screw loose boozer and only one-star reviews-er, You’re power bottom and rock bottom”
Olbrzymim plusem produkcji są postacie. Głównej bohaterce w jej szalonym przedsięwzięciu pomaga cała plejada wykolejenców: ćpuni, alkoholicy, gwiazdy porno oraz ćpuni alkoholicy i gwiazdy porno w jednym. A także oczywiście seryjni mordercy. I wszyscy są cudowni! Serio, serio! Normalnie są cudni i kochani do tego stopnia, że nie mogę zdecydować, kto jest moją ulubioną postacią. Sadystyczna, ale słodziutka pokojówka Nifty? Podstępny i przebiegły, ale o wspaniałym, cynicznym poczuciu humoru demon Alistor? A może wredny i mściwy, ale rozczulająco nieporadny Sir Pentious? Doprawdy nie mogę się zdecydować. Każdy jest genialny na swój sposób! Nie da się tego opisać. To trzeba zobaczyć.
„What’s the worst part of this hell? I can only blame my self”
Już po wymienieniu postaci można się domyśleć, że Hazbin Hotel to produkcja wybitnie dla dorosłych. I to takich, których nie łatwo zgorszyć czy urazić. Kreskówka jest brutalna, nieprzyzwoita i nie uznaje żadnych świętości. „Where wady” haha. A tak serio, wiadomo, że nie uznająca półśrodków krytyka fanatycznego religijnego dogmatyzmu zawsze na propsie ( „Kaznodzieja” anyone?), ale za obscenicznością przedstawionych na ekranie sytuacji skrywają się też inne (głębokie i piękne) treści. Hazbin Hotel uczy, że nawet najwięksi grzesznicy są nierzadko też zagubionymi duszami, których do zła pcha słabość charakteru, sytuacja w jakiej się znaleźli czy zwykła nieumiejętność zebrania się do kupy. I każdy może się zmienić. Potrzebuje tylko bliskości innych, którzy go mogą wesprzeć, zrozumieć i wyciągnąć pomocną dłoń. No bo czy nawet w lubującej się w zadawaniu cierpienia szalonej Nifty nie ma choćby malutkiego płomyka czułości i oddania, który tylko czeka na rozdmuchanie?
„Da da da da da guitar solo fuck yeah!”
My tu gadu, gadu, ale nie wspomniałem o jeszcze jednej rzeczy, która jest produkcji zaletą OLBRZYMIĄ! Otóż Hazbin Hotel jest musicalem! Tak tak! W każdym odcinku otrzymujemy co najmniej jedną piosenkę a każda z nich to petarda! I nawet ja, któremu na ucho nadepnął nie jeden słoń, ale całe stado wiem, że są to wybitne, popowe kompozycje, zarówno muzycznie jak i lirycznie. Wpadają w ucho, jednocześnie będąc zróżnicowanymi (ballady, kawałki dance a nawet quasi rapowe) oraz błyskotliwymi aranżacyjnie i tekstowo. Dodatkowo w sposób celny, dowcipny i nierzadko wzruszający komentują to co widzimy na ekranie. No majstersztyk! Słucham tych piosenek w każdej możliwej chwili. I się tego nie wstydzę! Aha, z recenzenckiego obowiązku dodam, że szata graficzna też jest cudna. Nawiązuje do najlepszej dla „kreskówek dla starszych” dekady spod znaku Cartoon Network i produkcji takich jak Johny Bravo, Laboratorium Dextera czy Krowa i kurczak. Po prostu miód na moje boomerskie serce. No ale nie trzeba być wcale boomerem, żeby jarać się tego rodzaju klimatami. Bo są po prostu super.
„Five stars!, Flawless! Greater than great!”.
Po tej entuzjastycznej recenzji, w której w każdym z opatrzonych cytatem (z obecnych w Hazbin Hotel piosenek) akapitów krótko opisałem jedną zaletę recenzowanej produkcji, chyba drogi czytelniku, nie masz wątpliwości, jaka ocena należy się animowanej produkcji platformy Amazon Prime. Otóż 10/10 to jedyny słuszny werdykt. Przeczuwam z resztą, że animacja stanie się ogólnoświatowym fenomenem, co poniekąd już się dzieje (serio serio, na 13 Krakowskim Festiwalu Komiksu merch z Hazbin Hotel przebijał z co drugiego stoiska!). Dlatego odbiorcom naszego bloga powiem jedno: marsz do oglądania! Zaś twórcom animacji też coś powiem…. DAWAĆ MI TU DRUGI SEZON!
autor: Goro M