Wieśniaki (ale tylko te mieszkające na skraju cywilizacji) są ponoć najpotężniejszymi wojownikami świata i potrafią z właściwą sobie werwą i agresją cerować skarpetki oraz w morderczym szale kręcić kolanami powodując samoistną wycinkę brzózek w przydomowym gaju.
Choć wsiowe chłopy występujące w tym wiekopomnym dziele nie dorastają do pięt swym legendarnym przodkom, to zamiast tego posiedli tajemną wiedzę, dzięki której potrafią wytwarzać bimber z ludzkiego mięsa i kości.
Do tego wszystkiego są dewiantami, kanibalami oraz używają tak obscenicznego języka, że wasz recenzent oblał się rumieńcem podczas zakrapianego alkoholem seansu.
W ich szkaradne łapska wpada grupa kumpli, którzy chcą nakręcić własną wersję „Deadly Prey” i trzeba chłopom (i jednej kobicie) przyznać, że są znakomicie przygotowani do swych ról, na czele z odtwórcą roli Dantona, który niesamowicie przypomina sławnego aktora.
No dobra, po prostu jest półnagi i ma niebieskie, przyciasne spodenki, tak więc jak to mawia dzisiejsza młodzież „blisko wystarczająco”.
Wspomniany przeze mnie chudy koks w spodenkach podsłuchuje rozmowę wieśniaków, którzy zamierzają pod osłoną nocy przerobić ekipę filmową na dżem, bimber i zagrychę.
Niestety po śmierci jednego z filmowców cała wina spada na głównego bohatera i jest on teraz ścigany zarówno przez byłych przyjaciół jak i przez żądnych bebechów i juchy mieszkańców pastwisk.
Jeśli już przy flakach jesteśmy, to trzeba przyznać, że jak na amatorską produkcję jest tu ich całkiem sporo i to niezłej jakości!
Niemałym szokiem był też dla mnie (o ile nie jest to fotomontaż czy inne ustrojstwo, ale nie wygląda na to) gościnny występ Teda Priora, który daje siłę i motywację głównemu bohaterowi. Czad!
Co prawda wersja DVD która dotarła do mnie od reżysera posiada dośc słabą jakość obrazu ale zupełnie nie przeszkadzało to podczas oglądania.
Podobnie ma się rzecz od stronu udźwiękowienia. Głośność wystrzałów i rozmów jest bardzo niezbalansowana, ale tak jak mówiłem, można to olać i cieszyć się prostą i przyjemną rozwałką zaprawioną kaprawym humorem.
Warto? Jak najbardziej, o ile nie przeszkadzają wam wspomniane mankamenty i jesteście w stanie docenić nieskomplikowaną, amatorską produkcje z jajem. Posiada on również lepszy motyw „love story” niż ten w „Zmierzchu”.