No i się narobiło. Widząc ocenę tego wątpliwego dzieła na jednym z portali poświęconych filmom, nie mogłem przejść koło niego obojętnie. Zapiąłem pasy, wcześniej przygotowując odpowiednią ilość wspomagaczy i ruszyłem w pełną niezliczonych atrakcji podróż…
Zombiez, to film, w którym prawa, ustanowione przez długi okres powstawania filmów o tej tematyce, podlegają zmianom, czyniąc z niego doskonały przykład na to, że czasem lepiej śmiać się z koszmarnie nakręconych filmów, niż spróbować zrobić coś lepiej samemu.
Jakież to cudowne pomysły twórców ujrzycie w tym obrazie?
- Zombiaczki nasze cudne używają broni białej, choć sami są bez wyjątku murzynami.
- Charakteryzacja nie istnieje, truposzczaki wyglądają, jakby koncentrat pomidorowy był jedynym dostępnym środkiem do zapewnienia wiarygodności zombie.
- Oni mówią… ale przynajmniej nie rapują.
- Hip-hopowe wstawki z pewnością nie pomagają w tworzeniu klimatu, choć jak widać, reżyser twierdził inaczej.
Reasumując, wszyscy ziomale, którzy mieli ochotę oglądnąć to cudo, niech wstrzymają się z tym pomysłem. Nuda, banał, tandeta. Tego filmu nie ratują nawet ponętne, roznegliżowane kobitki, na których można zawiesić oko, bo zwyczajnie ich tam nie ma.
Dla zainteresowanych:
Trailera brak, niestety 😉
Werdykt: