ANDROID RISING
–
ZBUNTOWANY ANDROID
Świat przyszłości to niebezpieczne i pizgające wszechobecną grozą miejsce. Rebelianci walczą z rządowymi przydupasami uszczuplając ich zapasy przy każdej możliwej okazji, nie gardząc nawet przeterminowanymi gumiżelkami.
Nie ma tu osób, które torturując swoje jajka siedzą okrakiem na palisadzie, nie opowiadając się po żadnej ze stron konfliktu. Albo szamasz kebsy albo się nimi brzydzisz, jak mawiał mój nauczyciel od geometrii.
Nim jednak przedstawione tu podziały zyskały na sile, kilka lat wcześniej pewien twórca androidów spartaczył swoją robotę, co zaowocowało zamknięciem jego projektu, a chwilę później morderstwem narzeczonej przez rozwścieczonego robota.
Jakiś czas po tych wydarzeniach, okulawiony przez własnego cyborga doktorek tworzy nową, mniej wadliwą wersję maszynki do zabijania, której główną cechą jest stanie w death-metalowym rozkroku.
Cyber-laska widoczna na plakacie powyżej zostaje wysłana z misją eksterminacji rebeliantów i choć początkowo idzie jej nieźle, zostaje oszołomiona bronią elektromagnetyczną oraz cofnięta do przeszłości… jaja sobie robię.
Buntownicy przeprogramowują dzierlatkę i wysyłają ją przeciwko je własnym twórcom, którzy nie są zadowoleni z takiego obrotu spraw.
Fabuła brzmi ciekawie? Może i tak, szkoda tylko, że zawarłem tutaj najważniejsze zwroty akcji, a cała reszta jest tylko capiącą sztampowością i odtwórczymi pomysłami papką.
Gołym okiem widać, że jest to film amatorski i jak sami wiecie, nie mam nic przeciwko takim produkcjom. Niestety, całość jest tak niesamowicie nudna i przewidywalna, że pomimo całej pasji i chęci twórców zmuszałem się jak diabli, by dotrwać do końca.
Doceniam zapał i inne takie tam, tego… no wiecie… twórców… ale wynudziłem się na tych jak jasna cholera i filmidło to polecić mogę jedynie zatwardziałym fanom niskobudżetowego
„sajens fikszyn”.
Dla zainteresowanych:
Werdykt: