Oto konkursowa recka numer dwa pizgnięta przez Piotra Więcławka, faceta o zrytym berecie i zamiłowaniu do tworzenia plakatów do nieistniejących filmów 😉
Lata 80. wypluły setki filmów postapokaliptycznych nakręconych za tygodniówkę od rodziców, albo połowę zasiłku dla bezrobotnych. Większość z nich została słusznie zapomniana.
Tak samo Warriors of Apocalypse (ale zupelnie niesłusznie), który kosztował może i cały zasiłek i ze 2 dolary na postprodukcję, bo widać w nim hmmm, „niskobudżetowy rozmach”.
Wpierw myślałem, że będzie to typowe postapo. Pustynia. Wszystko skażone. Ludzie poubierani w jakieś łachy przemierzają pustkowia walcząc o przetrwanie. Nie wiedzą co to pieniądze, wymieniają się lub dają se w łeb.
Za wodę i żarcie mogą zabić, choć amunicją to chyba srają, bo strzelają na lewo i prawo. Oczywiście jak na klasyk przystało od drewnianego aktorstwa aż trzeszczy, a dialogi ciosano Maczugą Herkulesa.
Film nabiera tempa i zmienia konwencję wraz z wkroczeniem do dżungli w poszukiwaniu źródła wiecznej młodości.
Zaczyna się jazda bez trzymanki. Twórcy ciskają w nas Zulusami, karłami voodoo, amazonkami, matriarchatem, 175-letnią księżniczką w bikini, butach na obcasie i w makijażu, żeby w finale zaskoczyć jeszcze bardziej: lasery z oczu, wyrzutnie rakiet i… bojowe bikini.
W rzeczy samej, amazonki wyruszając w pościg za bohaterami przebierają się z białych bikini na bikini w panterkę. CUDO!
Dodatkowo ten majstersztyk oglada się bardzo dobrze. Postaci bohaterów pomimo dialogów i katorstwa (nie mylić z aktorstwem) zapadają w pamięć i są sympatyczne.
Reżyser tworzy świetny klimat i na tyle zna się na fachu, że nie przeszkadza.
Niewątpliwie jest to niesłusznie zapomniany tak zły, że aż dobry nieoszlifowany diamencik.
Dla zainteresowanych:
Jeden komentarz
widzę ze to kolejny film który potwierdza starą zasadę że nie ma takiej filmowej apokalipsy po której atrakcyjne panie półnago lub całkiem nago by nie wędrowały i oparcia szukały ;D