I SELL THE DEAD
–
TRUPY SPRZEDAJĘ
„Nigdy nie ufaj zwłokom”. To zacne powiedzenie od wieków krąży wśród balsamistów, chirurgów amatorów oraz okultystów, którzy mieli na tyle szczęścia, by przeżyć pierwsze spotkanie z tym, co czasami skrywa się w niekoniecznie świeżych i z pewnością mało urokliwie prezentujących się martwych ciałach.
Jeśli myślicie, że handel trupami to ciekawa praca, to z pewnością macie rację, ale przede wszystkim, zarezerwowana jest ona dla typków spod ciemnej gwiazdy i tych, których życie zrobiło w jajco, ogołacając swe ofiary z godności, dumy, pieniędzy czy perspektyw na lepszą przyszłość.
Widz zaczyna swą przygodę z bohaterami tego dzieła w momencie, gdy jeden z nich zostaje pozbawiony głowy przez mało wygadanego kata, który jakimś dziwnym trafem przypomina mi mojego wujka… ale zostawmy tematy osobiste, nie powinienem nawet o tym wspominać.
Drugi ze skazańców siedzi w przytulnej celi i czeka na taki sam wyrok, lecz nim nadejdzie jego czas, pewien mnich, w zamian za flaszkę whisky przepytuje młodziaka, dowiadując się wielu ciekawych rzeczy, które zostaną zaprezentowane widzom w ramach retrospekcji.
Dowiadujemy się jak przebiegała jego kariera hieny cmentarnej, z jakimi nadnaturalnymi potwornościami musiał się mierzyć i w końcu, co tak naprawdę sprawiło, że za kilka godzin, jego głowa w spektakularny sposób zostanie odjęta od ciała.
Co ja będę wam gadał ludziska. Ta zgrabnie stworzona, mroczna komedyjka od razu zdobyła moją uwagę, bo jest to przede wszystkim pewien powiew świeżości wśród tego gatunku. Opowieść jest ciekawa i nie nuży (no, może trochę pod koniec), a zarówno gra aktorska, sytuacyjne gagi, klimat i scenografia stoją na bardzo przyzwoitym poziomie.
Polecam ten film każdemu, kto lubuje się w prostych, acz wciągających historiach z małym dreszczykiem grozy, a niech dodatkowym plusem będzie fakt, że przez cały czas trwania opowieści, podziwiać można paskudny ryjek Rona Perlmana.
Dla zainteresowanych: