Nie wierzcie w ani jedno słowo wypisane na plakacie, ani jedno! No, może w kilka i można, albo w prawie wszystkie, ale goście odpowiedzialni za ten film, wybitnie kiepsko dobrali nazwę wytwórni, bo ubawu w tym za grosz.
Krowołak (taki wilkołak, tylko w krowim wydaniu) terroryzuje okolicę i bezwstydnie kosi mieszczan za pomocą swojej fantastycznej, zjawiskowej oraz… wait for it… plastikowej piły łańcuchowej, a za jego powstanie odpowiada naukowiec, który miał na tyle jaj by, doprowadzić do końca ryzykowny eksperyment.
Już na samym początku poznajemy perypetie młodej paniusi, zmuszonej by walczyć z pomiotami bestii, które za sprawą infekujących organy ludzkie ugryzień, przemieniły się w żądne krwi i zielonej trawy maszkary.
Nie wiem jak jest z wami, ale u mnie widok rozwścieczonej krowy powoduje natychmiastowe drgawki i bunt gruczołów potowych, które zaczynają harcować jak ministranci w zakrystii pod nieobecność księdza.
To jednak, co zdarza się w realu, zupełnie nie miało miejsca podczas podziwiania tego badziewia, ponieważ koszmarna i pisana na kolanie fabuła, kilka strużek krwi oraz bardzo niskiej jakości efekty specjalne nie były w stanie jakkolwiek uratować tej produkcji.
Wszystko, co prezentuje ze sobą to dzieło jest istną kaszanką i nawet najbardziej natchniony hipster nie będzie w stanie obronić tego chłamu przed konstruktywną krytyką, bo prawdę mówiąc, jest to kompletna katastrofa.
Ja zabieram się za kolejne dziwadło, a wy trzy razy zastanówcie się, nim klikniecie na przycisk „Play”, bo może was to drogo kosztować. Wspomniałem, że tytułowy potwór to pół android? Jeśli nawet nie, to i tak nie zrobi to wam różnicy.
Unikajcie tego paździerza!
Jeden komentarz
Nawet sam plakat wygląda jak jakiś fanart na temat "pomysł na najgłupszy film świata" 🙂