Do zrecenzowania gry „Scratches” skłoniłem się powodowany refleksją, która naszła mnie po opisaniu tytułu The Suffering” oraz zapoznaniu się z recenzją popełnioną przez innego naszego admina (chodzi o film „Ukryty wymiar”). Otóż, uderzyła mnie myśl, że obie wymienione pozycje są przez załogę Dobry Horror (ale także przez tzw. general public, co pokazał nawet krótki research) oceniane bardzo wysoko. Mimo to, nie są to dzieła jakoś wybitnie znane, nie mówiąc o tym, żeby posiadały status, nawet nie kultowych, ale choćby świetnych pozycji- profesjonalne serwisy są dość powściągliwe jeśli chodzi o zachwyty.
I tu właśnie odezwało się we mnie poczucie misji- należy wyławiać z nieskończonego morza popkulturowej grozy dzieła, które są perłami a leżą gdzieś na jego dnie zagrzebane w mule innych horrorwych tworów. Taką perłą jest według mnie gra „Scratches”.
Teoretycznie jest to typowa przygodówka „point and klick”, na dodatek pokazana z perspektywy pierwszej osoby, za czym nie przepadam, ponieważ kojarzy mi się to z symulatorami zwiedzania takimi jak np. Layers of fear (poza tym takie tytuły często cierpią na brak innych, poza bohaterem postaci). Gierka jest już wiekowa i dobrą grafiką nie grzeszy (nawet, gdy została wydana, szału nie było). Na domiar złego jest krótka i ma oklepaną fabułę-gracz wciela się w młodego pisarza grozy, który kupuje starą posiadłość żeby, mieszkając w niej, czerpać inspirację do tworzenia. Oczywiście posiadłość skrywa straszą tajemnicę.
Ten krótki opis zapowiada grę co najwyżej przeciętną, ale ja przy niej bawiłem się naprawdę świetnie. Moim zdaniem „Scratches” ma tzw. „to coś”. A czym jest „to coś”?
Otóż , grając w ten tytuł, przypomniałem sobie coś, w co wierzyłem od czasu, jak w czwartej klasie , w moim pokoju zagościła pierwsza AMIGA.: że gry komputerowe mają przede wszystkim za zadanie sprawić, żeby gracz poczuł, że przenosi się na drugą stronę monitora, że naprawdę bierze udział rozgrywającej się historii, że bierze w niej czynny udział, a nie, jak w przypadku nawet najlepszych filmów, jest tylko biernym obserwatorem.
Tak się czułem grając w „Scratches”. Ekspertem nie jestem, ale wydaje mi się, że jest to zasługa niezwykle umiejętnie i sugestywnie budowanego klimatu (niczym u Lovecrafta), sposobu opowiadania oraz rozwijaniu historii w odpowiednim tempie, odpowiednio narastającego napięcia i poczucia, że oto zgłębiamy naprawdę mroczną tajemnicę. Niewiele jest gier, w których tak bardzo bym został porwany opowieścią (na szybko z horrorwatych wymienię „Half life”). Co do samego gameplayu, to chociaż wcześniej napisałem, że nie przepadam za przygodówkami z widokiem z pierwszej osoby (ogólnie przygodówki uwielbiam!), to tutaj to wypadło świetnie i mocno pomaga we wczuciu się. No i lokacje. Wcześniej napisałem, że grafika jest średnia, ale to tylko pod względem technicznym, jeśli chodzi o ogólną atmosferę to miejscówki są ekstra. Na początku mamy dom z ogrodem, ale w miarę trwania rozgrywki, odkrywamy, coraz bardziej niesamowite miejsca, z naprawdę horrorwym klimatem. Poza tym, chociaż fabuła zdaje się być sztampowa, wcale sztampowa tak całkiem nie jest. Dodatkowo do plusów można zaliczyć świetną muzykę i naprawdę logiczne zagadki.
Podsumowując: gra nie jest specjalnie ładna (ale dla kogoś kto pamięta ustawianie głowicy w C64 to żadna wada), krótka, z pozornie niezbyt oryginalną fabułą i do gatunku także nie wnosi nic nowego, ale i tak jest rewelacyjna! No dobra, nie jestem do końca obiektywny; odkładając na bok moją zajawkę przygodówkami i biorąc poprawkę, że grałem już jakiś czas temu i w związku z tym, pewnie pozytywne wspomnienia z gry uległy spotęgowaniu (jak to zwykle bywa z pozytywnymi wspomnieniami), to i tak uważam, że jest to bardzo dobra gra.
Tak więc, tak czy inaczej, polecam.