Jeśli nasz rząd eksperymentowałby na obywatelach, podając im nowej marki alkohol pokroju „Wiśniówki pana Józka”, „Małego grzdyla rozboju” czy też „Seksownej kozy Mahometa” każdy łaknący procentowego pocieszenia byłby wniebowzięty.
Jeśli jednak nasi władcy zdecydowaliby się na testowanie bojowych specyfików na swych podwładnych, jak ognia unikajcie poszerzających zmysły używek, przez które uzyskacie dostęp do mistycznych sfer, które ujawnią wasze istnienie istotom z drugiego końca świata. Czujecie się ostrzeżeni? No to możemy jechać dalej.
Pewna panienka, której kumpel zdobył dziwaczną substancję, przez którą (substancję nie panienkę) wspiął się na wyżyny percepcji zakończył swój żywot owładnięty pierwotnym i nieuleczalnym strachem. Po zażyciu dziwacznego płynu zdał sobie sprawę, że coś z innego świata w końcu raczyło dostrzec jego obecność i połakomiło się na jego osobę.
Kojarzycie może „From Beyond” z Jeffreyem Combsem? No to wiecie już czym to pachnie. Co ciekawe, ta historia żywcem wzięta z prozy Lovecrafta została wspomniana w recenzowanym tu filmie i choć po części jest z nią zbieżna, to wypada dosyć słabo.
Babeczka łączy siły z pewnym pisarzem, który nie stroni od mocnych narkotyków, by rozwiązać problem, którym są dziwaczne istoty ze wszech miar pragnące opanować umysły zwykłych zjadaczy smalcu… znaczy nas.
Do ich namierzenia wykorzystują radiowe transmisje, które w końcu doprowadzają ich na miejsce, w którym ma to swój początek. Szkoda tylko, że o ile pierwsze dwadzieścia, trzydzieści minut zachęca do oglądania, to im dalej w las tym bardziej wieje nudą.
Film miał potencjał, ale niestety dosyć ciężko jest wysiedzieć przed monitorem, kiedy serwowane widzowi są bardzo przeciętne i dodane jakby na odpieprz sceny, z których wynika, że autorzy nie bardzo wiedzieli jak dalej poprowadzić fabułę.
Niestety wyszła z tego typowa średniawka, ale cóż, zawsze mogło być gorzej.