Ogólnie nie uważamy się za wielkich znawców horrorów, i zazwyczaj możecie tu u nas przeczytać gładkie recenzje bezpiecznego mainstreamu. Czasem jednak trafi do nas coś z bardziej nietypowej półki- kino bardziej niezależne, a można by rzec nawet awangardowe. Przykładem tego był np. recenzowany przez nas short Davida Meliniego pt. Lion. Tym razem zaś mieliśmy okazje zapoznać się z właśnie takim nietypowym dziełem z naszego podwórka, a mianowicie post-apokaliptycznym obrazem pt. „ Pustostan” od LethargusFilm
Lethargus to pseudonim twórcy, który jak sam o sobie pisze tworzy pod tym pseudonimem właśnie po to by nie odwracać uwagi swoją osobą od sztuki, która jest pryzmatem przemyśleń na świat. Gatunek w jakim ów twórca się obraca (zapoznaliśmy się trochę szerzej z twórczością i z tym jak sam przedstawia kierunki swoich poszukiwań), to kino depresyjne, oparte głównie na horrorze, czy też szerzej kinie grozy. Wśród inspiracji jakie wymienia, to oprócz zacnych, aczkolwiek oczywistych jak Stephen King, Edgar Allan Poe, H.P Lovercraft, Bram Stoker, są też takie jak H.R Giger, Zdzisław Beksiński, czy Salvador Dali.
Powyższy opis od razu zapowiada twórcę nietuzinkowego i dzieło nietuzinkowe.
Jeśli ktoś chciałby obejrzeć kino, które można scharakteryzować tym właśnie określeniem, to „Pustostan” z pewnością nie zawiedzie jego oczekiwań. Trzeba jednak powiedzieć, że nie jest to kino łatwe, głównie dlatego, że nie jest kinem tradycyjnym w rozumieniu tego, z czym przeciętny odbiorca (taki jak my spotyka się na co dzień). To raczej ekspresja emocji, nielinearna fabularnie, wariacja klimatów zmuszająca do refleksji oparta symbolach i metaforach, skłaniających do interpretacji, których efekt mocno zależny jest od wyobraźni odbiorcy, ale też bardzo mocno osadzony w stylu twórcy.
Ale o tym może za chwilę. Zacznijmy od strony technicznej „Pustostanu”, które z pewnością ocenić jest nieco łatwiej.
„Pustostan” jest filmem w klimacie post-apo. Nie muszę nikogo z czytelników naszego bloga przekonywać, jak ważne dlatego gatunku jest zbudowanie odpowiedniego nastroju. Ten zaś w dużej mierze zależy od umiejętnego doboru miejsce akcji i odpowiednio umiejętnego go pokazania.
W tym aspekcie dzieło Lethargusa stoi na bardzo wysokim poziomie. Dobór planów dla akcji „Pustostanu” jest więcej niż sugestywny, w ukazaniu rozpadu cywilizacji i społeczeństwa jakie znamy i tego, co się równocześnie rozpada między ludźmi. Sam nie jestem wielkim znawcą urbexu (głównie z braku czasu, bo samą idee uważam za arcyciekawą), ale wydaje mi się, że wielbiciele tego rodzaju aktywności będą zachwyceni. Ujęcia są statyczne, co tylko potęguje klimat filmowanych miejsc. Mnie szczególnie poruszyły przede wszystkim wnętrza (jeśli można to tak nazwać) zrujnowanych miejsc wybranych na miejsce akcji „Pustostanu” (który w gruncie rzeczy jest podróżą, o czym za chwilę). Klimat post-apo osiąga tu 100% stężenie, a całość scenerii we mnie przywołuje skojarzenia z jednym z moich ulubionych filmów w tym klimacie.
Postapokaliptyczny klimat scenerii i zdjęć jest dodatkowo potęgowany przez bardzo ciekawy zabieg montażowy, polegający na wkomponowaniu w kadry prac graficznych, z powracającymi motywami. Za kadry ten odpowiada (jak udało mi się wyczytać w Internecie) Łukasz Gwiżdż – krakowski malarz-grafik. Podobnie jak od Urbexu, nie jestem też specjalistą od sztuk graficznych (tu pewnie rzetelniej wypowiedziałby się brat-GoroM), natomiast mogę jednoznacznie powiedzieć, że na poziomie emocjonalnym, zastosowany zabieg z pewnością spełnia swą rolę. Klimat zgłady, przekonujący i sugestywny już przez same zdjęcia i dobór miejsc, zyskuje jeszcze odpowiedniej głębi.
Natomiast to na czym znam się trochę bardziej to muzyka. I tu mogę powiedzieć, że też jest dobrze. Za ten aspekt „Pustostanu” odpowiada Deep-pression, formacja specjalizująca się klimatach ambientowych (tu żeby być precyzyjnym: dark ambientowych). Stworzona na potrzeby filmu ścieżka dźwiękowa jest……………….głęboko niepokojąca, a jednocześnie w odpowiedni sposób hipnotyzująca. Wydaje się, że jest to idealnie dobrany klimat do tego, co oglądamy na ekranie. I na tym w zasadzie zakończę omawianie kwestii muzycznych, bo wiecie, jak to jest, jak w tym powiedzeniu, pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze. Podsumować mogę tylko tak, że dzięki muzyce Pustostan nie tylko się ogląda (co zawdzięczamy zdjęciom, sceneriom i malarskiemu wkładowi pana Łukasza Gwiżdża), ale i słucha.
Podsumowując warstwę techniczną filmu- jest ona niezwykle klimatyczna i tak sugestywna, jak tylko może pozwolić sobie tego typu kino-offowe. Oczywiście nie jest to klimat dla wszystkich, bo nawet na tle całego gatunku post-apo jest mocno oniryczny (tu zwracamy uwagę np. na to, że „Pustostan” jest filmem całkowicie niemym), ale mnie wciągnął. Wydaje się mocno służyć opowiadanej historii.
O niej pisać jest jednak trochę trudniej, niż o warstwie technicznej „Pustostanu”. Jak już się rzekło jest to film pozbawiony dialogów, pozbawiony tradycyjnej narracji, w takim kształcie i rozumieniu, jakie znanym z kina mainstreamowego.
W tej nietypowej warstwie fabularnej śledzimy losy 4 osób, wśród których na pierwszy plan wydaje się wysuwać postać Dziewczyny Wojowniczki. „Pustostan” przedstawia je podróż przez zniszczony świat, po zagładzie, do której to podróży wiodą ją wspomnienia (ukazane w retrospekcjach), a której celem jest uratowanie jeszcze czegokolwiek co po apokalipsie zostało i przywrócenie choć cząstki tego, co się rozpadło. Jak można się domyślić, w tej drodze zamierzają jej przeszkodzić siły zła symbolizowane przez tajemniczego wędrowca podążającego jej śladami Oczywiście to wydaje się główną osią akcji, ale, jak już wskazałem, „Pustostan” jest mocno symboliczny i oniryczny i pozostawia naprawdę dużo pola do interpretacji widzowi, a w najprostszych słowach po prostu wciąga do pewnego rodzaju dyskursu z wyobraźnią Lethargusa
Jest to w jakimiś seansie metafizyczna podróż, która z jednej strony obrazuje rozpady więzi prowadzące do apokalipsy, a następnie próby ocalenia ich resztek.
Co można zatem napisać podsumowując „Pustostan”. Z jednej strony, czytając tą recenzje, mogliście zauważyć, że o „Pustostanie” wypowiadamy się raczej (o ile nie w samych) superlatywach. Z drugiej- muszę wprost napisać, że jest to kino trudne do ocenienia. Przede wszystkim dlatego, że wymyka się tradycyjnym narzędziom oceny horrorów mainstreamowych. Jest to jednak sprzeczność dość pozorna.
Nie będę się tu odwoływał do górnolotnych sformułowań o artyzmie przez duże A, sztuce przez duże S, czy głęboko intelektualnych doświadczeniach, bo nie o tym wszystkim chodzi. Na pewno mogą jednak napisać, że jest to kino szalenie oryginalne, a to, jeśli jesteście regularnymi czytelnikami naszego bloga, jest jedną z najważniejszych cech, których poszukujemy w dobrym kinie grozy.
Oczywiście często usilne dążenie do oryginalności, skutkuje popadnięciem w pretensjonalność, w wyniku czego widz może powiedzieć, że „tego nie kupuje”. Na szczęście Lethargus tego „nie sprzedaje”, a „Pustostan”, jest tylko i aż, bardzo spójnym i dopracowanym pomysłem na własne wyraźnie kino autorskie. Nie ma pretensji do bycia czymś innym niż sobą samym i po seansie „Pustostanu” mogę powiedzieć, że wydaje się to już kino dojrzale ukształtowane w pomyśle na siebie. I jest to eksperyment co najmniej ciekawy i warty zapoznania, a przez fakt swojej indywidualności (na naszej rodzimej scenie grozy nie spotkałem się jeszcze z czymś takim) warty rozwijania, kontynuowania, podtrzymania i propagowania. Styl w jakim „Pustostan” został stworzony jest przy tym nie tylko dość oryginalny, ale przede wszystkim w jakiś sposób wciągający i hipnotyzujący. Jeden mały minusikiem może być, że nie wszystkich zaciekawienie może być utrzymane przez cały film na 100% (to już kwestia indywidulanej wrażliwości i percepcji)—w związku z tym dla tych osób, skrócenie filmu o 5 -10 minut by mu nie zaszkodziło.
GOROA