Dawno dawno temu były sobie czasy (nie to co teraz, kiedy nie ma czasów). Czasy niezwykłe, czasy, w których najbardziej błyskotliwą ripostą było- „Twój stary” (grał kitowca w „Power Rangers- chciałoby się dodać), i w których istniały magiczne przybytki obfitujące w najcudowniejsze gatunki ziemskich rozkoszy, a nazywane „wypożyczalniami kaset video”. Do miejsc tych, tak jak dziś do galerii handlowych, w weekendy pielgrzymowały całe rodziny, by za niewielką opłatą zaopatrzyć się w porcję rozrywki na wieczór, pod postacią arcydzieł kina familijnego takich jak „Koszmar z ulicy Wiązów”,” Armia Ciemności”, „Wishmaster” „Mutronica” czy „Gliniarz w przedszkolu”. Eh, te czasy już nie wrócą
Ale, ale, skoro góra nie przyjdzie do Mahometa, to przecież nie znaczy, że Mahomet nie może przyjść do góry. A że podróże w czasie są możliwe nauczył już nas pewien doktor- Emmet Brown- nieprawdaż? Chcecie przenieść się do czarodziejskich czasów gumowej groteski? To wsiadajcie do nowego Deloriana, którym będzie dla was seans z filmem „Psycho Goreman”.
Jeśli miałbym zapodać skrót fabuły „Psycho Goeremana” wizualno werbalnie, to teraz powinien wlecieć przesuwający się tekst napisany mroczną czcionką, czytany po angielsku mrocznym głosem (z nałożonym na to „TYM” polskim lektorem) przy akompaniamencie mrocznej muzyki. Głos powinien opowiadać o przedwiecznym niewyobrażalnym ŹLE, które zostało pokonane gdzieś w odmętach kosmosu i uwięzione na „zadupiu wszechświata”, żeby nikt go przypadkiem nie znalazł i nie uwolnił, bo wtedy „We All be doomed”. I wiecie co? Tak właśnie zaczyna się „Psycho Goreman (no dobra bez „TEGO” lektora, ale pewnie wielu z was usłyszy go w myślach). Czy muszę dodawać, że owym zadupiem wszechświata, jest ogródek typowej amerykańskiej rodziny z klasy średniej i że oczywiście zło zostanie uwolnione przez parkę beztroskich, rozwydrzonych dzieciaków? No kto by pomyślał?
Oczywiście, ponieważ są to „najtisowe” dzieciaki (ciut fajtłapowaty chłopak i jego przebojowa, acz wredna starsza siostra), to nie dają sobie w kaszę dmuchać i znajdują sposób na kontrolowanie przedwiecznego zła, a także wykorzystanie go do tego, do czego „najtisowe” dzieciaki zwykle wykorzystują przedwieczne zło. Krótko mówiąc- jazda bez trzymanki.
Nie będę owijał w bawełnę- film jest PRZE. Przerysowany, przegięty, przestylizowany i przecudowny.
Przede wszystkim przecudowny jest tytułowy antagonista i protagonista w jednym „arcydiuk wszelkich koszmarów”, Psycho Goreman (w skrócie „PG” jak nazywają go młodzi bohaterowie, co pasuje też do „potwór gumowy” LOL). Przekomiczny jest w tych swoich tyradach odnośnie własnej wszechmocy i podłych zamiarów, gdy jednocześnie musi grać rolę towarzysza zabaw parki smarkaczy. Jest to naprawdę mega zabawne, podobnie jak próba odnalezienia się w potwora nowej sytuacji. Gwarantuję, że wywoła to banana na twarzy prawie każdego widza.
Drugi element, który u mnie przywołał wspomnianego „banana” to „stylizacja” filmu. Otóż jest on z premedytacją zrobiony tak, by wyglądał na zrobiony w latach 90-tych. I mowa tu o każdym elemencie- fabule, bohaterach, czasie i miejscu akcji, ilości gore, efektach specjalnych, kostiumach, ścieżce dźwiękowej a nawet trailerze. Kontrolowany kicz i tandeta aż wylewają się z ekranu.
Oglądaliście kiedyś „oryginalne” Power Rangers? Tak? To wiecie, o czym piszę. Nie? To pewnie nie spodoba wam się to co zobaczycie na ekranie- gumowe, tekturowe i plastikowe kostiumy, przerysowana gra aktorska, nie mówiąc o hektolitrach sztucznej krwi (no dobra, to bardziej inne rzeczy niż Power Rangers, ale też „najstisowe”). Oczywiście jest to wszystko świadomą zabawą konwencją, celowym „wzięciem w nawias”, co w połączeniu z całą resztą składową filmu, daje kupę radochy, tym, którzy za młodu z wypiekami na twarzy oglądali te wszystkie gumowe godzille vs gidorach vs mechagodzilla itd. Tym bardziej że design postaci jest fenomenalny w swym nie uznawaniu żadnego umiaru.
„Psycho Goreman” jest bardzo zabawną czarną komedią, inteligentnie grającą na nostalgii. Ma zabawne dialogi, rozkosznych bohaterów a także wbrew pozorom inteligentny choć miejscami jadący po bandzie humor. Dla przykładu- w filmie świadomie nawiązującym do czasów, w których 12 latki beztrosko na ekranach komputerów urywały przeciwnikom głowy przy samej dupie a na kanałach muzycznych o 10 rano można było obejrzeć teledyski, w których animowane laski w lateksie z cycami na wierzchu śpiewały (a w zasadzie jęczały) ach jakże dwuznaczne teksty w stylu „Fred come to bed, maybe I will make Your dreams get wet”, nazwanie imieniem PG potwora chcącego zniszczyć świat nie może być przypadkiem (dla niewtajemniczonych- skrót PG oznacza nazwę systemu oceniania filmów, gier i muzyki pod względem możliwości obcowania z nimi przez osoby nieletnie, wprowadzony właśnie na skutek dużej dostępności dla osób młodocianych różnych „niepoprawnych” treści).
Obraz ma też komiczną w inteligentny sposób fabułę, (a przy tym sprytnie igrającą z archetypem niewyobrażalnego, pozbawionego głębszych motywacji zła tak charakterystycznego dla horrorów zwłaszcza z lat 90tych) oraz mnóstwo przegiętych i krwawych akcji.
To ostatnie może być uznane za minus. Niektóre akcje niektórzy widzowie mogą uznać za ciut bardzo przegięte. No i odwołanie do takiej a nie innej stylistyki będzie raczej frajdą dla ludzi w naszym wieku (ok., Boomer), młodzi mogą tego „nie kupić. Film bowiem nie tylko surfuje na fali nostalgii jak Keanu Reeves i Patrick Swayeze, ale wręcz jak Gigii Sulivan i Joe Crocker (okej, ten drugi to tzw „Bad ex ample LOL).
Trudno mi obiektywnie ocenić „Psycho Goremana”. Jeśli na dźwięk słów „Amiga”, „discman: czy „VHS” robi Ci się ciepło na serduszku, to raczej na pewno będziesz bawił się na filmie świetnie. A jeśli nie? Pewnie mniej, aczkolwiek też powinieneś być z seansu zadowolony. „Psycho Goreman jest prostu zabawny w inteligentny acz przegięty sposób.
autor: GoroM