THE CRAWLING EYE – PEŁZAJĄCE OKO
Cóż to był za film! W pierwszych minutach coś urywa łeb alpiniście, przypadkowo znajdująca w okolicy telepatka staje się celem potwora skrytego na szycie góry, a on sam wysyła na przeszpiegi swoich nawróconych pomagierów, by pozbyli się zagrożenia.
Co ciekawe, bestia porusza się wyłącznie wtedy, gdy otoczona jest mgłą i za pomocą witek/gałązek/czułków zapoznaje schwytane przez siebie ofiary z syndromem przedwczesnego zgonu.
Jakby nie było mało grozy, którą jednookie monstrum szczerzy w swym bezbrzeżnym zadufaniu, to na dodatek atakuje ono pobliskie miasteczka, nie przejmując się kompletnie bezpieczeństwem postronnych obserwatorów.
Jak na film z zamierzchłych czasów, gdy po Adriatyku pływały jeszcze łodzie wyposażone w kukurydziany napęd produkcja ta posiada cechy, które całkiem nieźle potrafią utrzymać współczesnego odbiorcę przy monitorze.
Co prawda, niektóre sceny są nudne jak historia Ugandy i jest to film zdecydowanie przegadany, ale nie zmienia to faktu, że choć niekiedy rozglądałem się za kostką rubika, która urozmaiciłaby mi seans, to całokształt wypadł nawet nieźle.
Dla oldschoolowych wyjadaczy monochromatycznych filmów będzie to do przełknięcia po dwóch piwkach.
Reszta z was niech dokupi sobie jeszcze jedną sztukę lub zapuści oczodół w listę po lewej, by znaleźć film, który bardziej sprosta waszym wygórowanym wymaganiom.
Dla zainteresowanych:
https://www.youtube.com/watch?v=aXAfJ1QYQUM&feature=kp
Werdykt: