BLOOD GLACIER – KRWAWY LODOWIEC
Na wstępie zakomunikuję wam, że film ten obdziera z tajemnicy jedną z największych zagadek ludzkości, którą od dawna zajmują się uczeni na całym świecie oraz amatorzy podwórkowych klubów detektywa.
Chodzi oczywiście o dźwięk jaki wydaje lis i choć nie jest to „ring-ding-ding-ding!” ani „ahiahiahi!”, przyznać muszę, że brzmi równie złowieszczo.
Stacja naukowa gdzieś pośród częściowo zawalonych lodem gór ma nie lada problem. Nie dość, że minister wraz z żoną ma przyjechać na wizytę, to na dodatek odkrywają oni bakterię, która jest iście potwornym wynalazkiem natury.
Gdy dostanie się ona do ciała nosiciela, przekształca wszystkie organiczne związki w żołądku zwierzęcia i tworzy z nich nową hybrydę.
Jeśli dla przykładu wilk pożre krogulca, a wcześniej krogulec polną mysz, której w gardle stanęła osa, bakteria połączy wszystkie DNA w jedną upiorną mieszankę. Czad!
Jednym z głównych bohaterów opowieści jest nadużywający alkoholu Janek (prawdopodobnie Polak), który przejmuje inicjatywę gdy wszystko totalnie się pieprzy i wraz ze swoją eks stara się ocalić resztę ekipy.
Pierwsze 25 minut miażdży suty klimatem i umiejętnym budowaniem napięcia, niestety im dalej brniemy w opowieść tym nieco gorzej jest z tymi aspektami, ale wciąż całkiem nieźle.
Podczas seansu bawiłem się bardzo fajnie, choć na minus mogę zaliczyć dziwaczną końcówkę oraz przeciętną animatronikę hybryd.
Nie obchodzi mnie, że szanse są równe zeru, ale czekam na sequel z nieco większym budżetem i kolejnymi dziwacznymi mutacjami.
Dla zainteresowanych:
http://www.youtube.com/watch?v=VgF5HhcomxE&feature=kp
Werdykt:
3 komentarze
A ja się zgodzę… Tez nie cierpię Nickolsona. I nie ważne czy gra w komedii czy horrorze – wyraz jego twarzy i mimika są identyczne.
Nicholsona też nie lubię, ale Pfeiffer uwielbiam i moim zdaniem to ona dźwigała cały ten film, który notabene bardzo mnie urzekł, pomimo tej melodramatycznej otoczki.
Gdyby to był zwykły dramat i pozbyliby się wątku wilkołaczego (zwłaszcza, że kiepsko to wypadło) byłoby tylko lepiej. A Pfeiffer taką wyrachowaną sucz nieźle zagrała ;p