Wracamy do jednego z naszych ulubionych cyklów postów. Niestety, już chyba całkowicie przeszliśmy na ciemną stronę mocy, bo przeważnie zgadzamy się z krytykami, a tzw. „zwykłych widzów” coraz bardziej nie rozumiemy i nie rozumiemy. No, ale trudno, przynajmniej jesteśmy w dobrym towarzystwie np. Galerii Horroru albo Wild Weekly (z którymi zasadniczo zwykle się jednak nie zgadzamy XD). No nic, może czas zacząć wydawać jakieś niezależne, awangardowe, indie czasopismo z pretensjonalnymi recenzjami i rozkładówkami z rysunkami GoroM . Przewidujemy popyt na dzielni w okolicach 3 egzemplarzy. Tymczasem sprawdźcie z kim się zgadzamy a z kim nie i dlaczego.
DARK TOUCH
„Dark touch” to film, którzy krytycy na Rotten Tomatoes oceniają na 60% zaś widzowie na upokarzające 28%. My stoimy po stronie tych pierwszych. Ci drudzy uważają, że w filmie niewiele się dzieje, jest niezrozumiały, męczący i w dodatku nie jest horrorem. Wszystko to prawda. Tyle, że to samo można powiedzieć o Lighthosue. Choć nie pozbawiony wad, „Mroczny Dotyk” jest poważnym i ważnym kinem, w swej istocie dramatem o tym, że traumy, które dorośli fundują dzieciom nigdy nie znikają, nie przemijają a nawet gorzej- rosną i stają się prawie zawsze przyczyną strasznych tragedii a zło w ludziach nie bierze się znikąd. Film jest trudny w odbiorze, bo nic tu nie jest podane na tacy a wiele rzeczy jest niedopowiedzianych (chociaż w sumie sam tytuł mówi wiele). Można też mu zarzucić pewną wtórność zarówno w warstwie wizualnej jak i w niektórych rozwiązaniach fabularnych, ale nie można mu odmówić jednego, tego że wykorzystując poetykę grozy dotyka bardzo bolesnego tematu i mówi o nim mądrze. To film, który należy oglądać uważnie. My takie rzeczy uwielbiamy. Nawet te 60% wg nas za niska dla Dark Touch ocena.
RUMOURS
Ten film ma jeszcze większy rozstrzał niż „Dark touch”, bo widzowie oceniają go podobnie (28%) ale krytycy dają aż 75%. I jeśli „zwykli odbiorcy” o „Mrocznym dotyku” mówią, że to nie jest horror, to o „Rumorus” myślą zapewne: Co to jest w ogóle? I jest to pytanie zasadne. Wystarczy z resztą przeczytać skrót fabuły, żeby się zorientować, że to nie jest normalny film. Historia jest mniej więcej taka: „Przywódcy siedmiu bogatych krajów demokratycznych spotykają się, aby przygotować oświadczenie odnośnie globalnego kryzysu. Gubią się jednak w lesie i próbują znaleźć wyjście z niebezpiecznej sytuacji”. Brzmi dziwacznie? I tak faktycznie jest. Ale przecież obraz, w którym gra (uwaga!): Charles Dance, i Kate Blanchet nie może być zły. I nie jest. Jest po prostu szalony. To groteskowa, z premedytacją chaotyczna mieszanka mdłej opery mydlanej, komedii i apokaliptycznego horroru, która na pozór wydaje się bez sensowna i nieoglądana, ale przy odpowiednim podejściu okazuje się być genialna. Satyra, która w „Rumours” jest uprawiania zaprawdę jest kapitalna, bezbłędna, błyskotliwa i w punkt. Nas to kupiło. Oczywiście można powiedzieć, że „Plotki” są jak plaże w Anglii (kto chce to oglądać?), ale dla nas jest to bardziej „Fontanna” Duchampa- ten rzadki przykład na pozór bezsensownego aktu twórczego, który ma w sobie iskrę geniuszu. I można się nim zachwycać. Przy odpowiednim podejściu.
NIE WYCHODŹ Z DOMU
I kolejny film, gdzie rozstrzał ocen jest ogromny (70% od krytyków i 28% od widzów) i kolejny, któremu „general public” zarzuca, że wolny, nudny, niezrozumiały i że to nie horror. I to jest dokładnie ten sam przypadek, jak opisywany wyżej „Dark Touch” czyli film metaforyczny. W „Mrocznym Dotyku” kluczem interpretacyjnym był tytuł. Tutaj też. No i fakt, że film opowiada o zaginięciach dzieci. W Irlandii. W latach 80tych. A głównym bohaterem jest ksiądz i dewotka. Czy trzeba mówić więcej? Gdy już zrozumiemy, że fabuła jest parabolą, seans „Nie wychodź z domu” nabiera całkiem nowego znaczenia. Wstrząsa i daje po mordzie. Ale jak ktoś nie przepada za takimi zabiegami, to w taki „zwykły” sposób, film też jest dobry. Ma tajemnicę, atmosferę i parę naprawdę robiących wrażenie scen (szczególnie scena licytacji). Może nie straszy tak bardzo, ale wciąga. Na pewno nie zasługuje na 28%, bo nawet Ci co go nie zrozumieją powinni być zainteresowani historią i sposobem jej opowiedzenia. A więc skąd takie niskie oceny od widzów? No więc Ci co wystawili jedną gwiazdkę zwykle piszą, że „Nie wychodź z domu” to niegodny atak na instytucję kościoła. No i to jest kolejny argument za tym, żeby „Don’t leave Home” oceniać wysoko. Takich filmów powinno powstawać jak najwięcej. Amen
JULIA
No więc ten film jest oceniany przykładowo jak Zakonnica. Widzowie oceniają go jak my Zakonnicę (20%), a krytyce jak Zakonnicę oceniają… no inne kanały (60%). Widzowie piszą, że nudny, generyczny, i „lazy”, a nawet, że za dużo nagości. Krytycy zaś, że może nic odkrywczego, ale wystarczająco ciekawy, by utrzymać widza przy ekranie zaciekawionym do końca. Dobra, podejdziemy do tego matematycznie i zobaczymy czy uzbiera się te 6/10 czy zostaniemy przy 2/10. Scenariusz: jest to klasyczne rape and resvange i faktycznie nic nowego nie wnosi do gatunku, ale…. scenariusz choć wtórny (no niewiele można wymyślić jeszcze w tym gatunku) to jest też w jakiś sensie… własny (tak jest to możliwe). Cały aspekt „revenge” jest wtłoczony w aspekt bardzo specyficznej terapii i to zorganizowanej przez dość sekciarską grupę. A sama główna bohaterka niby uczestniczy tej machinie, ale ponieważ jest ona również formą opresji, przed którą przecież chciała uciec, ma swoją własną ukrytą agendę. I jest w tym trochę Amiercian Mary. No nie mogę nie dać plusa. Bohaterka i jej przeżycia oraz plany są na tyle angażujące, że faktycznie śledziłem jej poczynania z odpowiednim zaangażowaniem i zaciekawieniem. Drugi plus. Klimat budowany przede wszystkim przez sposób pokazania miejsc akcji (miasta nocą skąpane w jesiennym deszczu, bary i klub w klimatach dark roomów), kolorystykę i światło (a raczej częsty jego brak) jest…co najmniej jakiś i konsekwentny. Trzeci plus. Bardzo dobrze jest dobrana muzyka. Plus 4. Co do nagości i przemocy…no czego się spodziewać po rape and revenge? Nie jest to miła stylistyka, ale moim zdaniem dobrane zostały odpowiednio. Co więcej wybrano taki styl, który moim zdaniem służy tego typu produkcjom, tj. surowy, bezwzględny naturalizm w miejsce jakichś wymyślnych tortur, które niepotrzebnie spłycałyby temat dodając jakiś „komiksowy” lub „fantastyczny” wymiar problemu. Plus 5. I na koniec -dodano ciekawostkę, która nie często występuje w rape and revange, czyli drugą bohaterkę, która uczestniczy w cały krwawym procederze (aspekt zorganizowanej terapii) i relacje, które się rodzą między nią a główną bohaterką, mnie zaciekawiły. No i mamy to 6/10. Jak krytycy..
KSIĘGA POTWORÓW
No i to już jest prawdziwy przykład zwycięstwa kina klasy B nad……w zasadzie nad wszystkim. Tym bardziej dziwny, że docenili go raczej krytycy (75%) a tzw zwykli widzowie już niekoniecznie (42%). Może faktycznie jak słusznie skomentował GoroM- to są wreszcie ci właściwi krytycy? My na pewno jesteśmy tymi właściwymi krytykami bo z pewnością doceniamy dobre kino klasy B. Takie jak Księga Potworów. No bo powiedzcie::
- a) horror o tym ,że laski, które na co dzień wydają się ciche tak naprawdę są ostre jak piła Asha i jak organizują imprezę, to na grubo, a potem się okazuje jeszcze grubiej bo ktoś na imprezie znajduje księgę z tych co to „pierwsza zasada, nigdy nie czytaj po łacinie”
- b) zrobiony z budżetem w okolicach pikniku szkolnego za pomocą, którego udało się wyczarować gore, którego mogą pozazdrościć produkcje większości topowych VOD
- c) o potworach, co do których inwencja wizualna ustępuje chyba tylko Frankenstiens Army
-d) który w konsekwencji jest szalenie rozrywkową imprezową gore komedią, w której bluźniercze rytuały i rozczłonkowywanie przeplatają się z imprezowymi ekscesami, morzem drinków, stripteasem i chodzeniem na pięterko
-what’s not to like?
APOSTOŁ
„Apostoł” to netflixowy horror, który krytycy na Rotten oceniają na 79% (czyli świetny) a „zwykli” widzowie na 53% (przeciętny). Pamiętam, że my zaraz po seansie byliśmy zachwyceni. I tak się zacząłem zastanawiać- co w tym filmie może się nie podobać? Toż to przecież folkowy, okulistyczny slowburn z metaforyczną historią i mocną jatką na końcu. Ale później przypomniałem sobie, kiedy ten film wyszedł. W roku 2018 czyli jedynie rok (a może nawet mniej) po Uciekaj!. W tych latach na topie były jeszcze Obecności i Insidiousy a tzw „elevated horror” wasn’t even a thing yet. A w wersji slobwurn to już w ogóle. I zacząłem zgadywać- pewnie krytycy zarzucali temu dziełu, że jest nudne i niezrozumiale. Sprawdziłem komentarze. No i co wyczytałem? Że Apostoł jest nudny i niezrozumiały. Ehhh…. Po prostu w 2018 roku, świat nie był jeszcze gotowy na takie filmy. Z resztą i dziś takie horrory albo się kocha albo ich nie trawi. Po której my jesteśmy stronie łatwo zgadnąć czytając, co napisaliśmy w recenzji, którą skrobnęliśmy lata temu, zaraz po seansie. A Napisaliśmy tak: „Sama historia to cudowny miszmasz wielu motywów i nastrojów: brutalnego naturalizmu właśnie a wreszcie naturalnej brutalności, czegoś z Lovecrafta, czegoś z wszystkich klasycznych historii o rytuałach, pradawnych bóstwach, czegoś z opowieści o mroku i nienormalności dziwnych, zamkniętych społeczności (to w sumie coś z Kinga), coś z Mastertona (bóstwa właśnie) i czegoś z opowieści o ludzkim szaleństwie”. Krótko mówiąc- jaramy się bardzo. No ale co się dziwić skoro „Apostoł” to okultystyczno psychologiczny metaforyczny folk horror z mocnym gore. Może to rzecz nie dla każdego, ale dla nas na pewno.
GAIA
Za to w 2021 kiedy powstała „Gaia” arthousowe slowburny już w zasadzie były „a thing” Historia tego gatunku faktycznie pokazuje, że można go kochać albo nienawidzić, a najczęściej to zależy od tego na co się trafiło. W pewnym momencie kręcili to wszyscy i wszędzie próbując na różne sposoby i wg naszej oceny w tym gatunku jest gdzieś granica, w której dobry klimat, budowany z artystycznym zacięciem w służbie głębszego przesłania zaczyna popadać w pretensjonalny bełkot (imho: Haggazusa, Luzifer, czy Enys Men). Gdzie na tej tym wykresie (który jest zbudowany niczym krzywa Laffera- czyli hooy wie, gdzie jest ten wierzchołek, po którym jest spadek) plasuje się Gaia? Imho zaraz przed granią po przekroczeniu, której miałoby się zacząć źle. Mamy tu symboliczny folkowy horror z mocnym przesłaniem ekologicznym, w który dodatkowo wpisane są dysfunkcyjne relacje rodzinne wynikające z fanatyzmu i zabobonu, a konsekwencji wszystko jest opowiedziane tak sprytnie, że dostaje się tu hardcorowym ekologom i hardocrowym antyekologom przy zachowaniu. A jak już się zdarzają momenty, w których można by się zacząć zastanawiać czy twórcy nie „polecieli” za bardzo film bilansuje nam to świetną i mocno innowacyjną stroną horrorowo-wizualną, która potrafi wywołać ciarki wzdłuż kręgosłupa. Dlatego zdecydowanie bliżej nam do 83% przyznanych przez krytyków niż zdecydowanie za niskim 45% na które ocenili go widzowie.
ZABÓJCZA ZIEMIA (KILLING GROUND)
No to jest film, któremu widzowie dali jedynie 49%, zaś krytycy. I to jest film, co do którego, mimo, że zgadzamy się z krytykami, to rozumiemy widzów. Jest to film absolutnie nieprzyjemny w odbiorze i to jest zdecydowanie hardcorowy eufemizm. Jest to tzw kino sadystyczne. U nas wpada do kategorii : dobre kino, nikomu nie polecam. Negatywne recenzje zaś mówią, że za dużo slasherowych tropów, albo, że brakuje psychologicznej głębi. No nie wiem….wydaje mi się, że to po prostu syndrom wyparcia bo ani pierwszego tu nie ma, ani drugiego nie powinno tu być. To jest po prostu okrutny survial horror przy okazji rape and revange, przy czym gwarantuje, że będzie to jedna z najmocniejszych rzeczy w tych gatunków ze względu na swój naturalizm absolutną niewymyślność. W zasadzie podobnie sponiewierał mnie jedynie Goście („Speak no evil” – duński oryginał), przy czym ten ostatni przez mocno wymyśloną historię był w jakimś sensie umowny, zaś Killimg Ground pokazuje sytuację, w które dużo bardziej immersyjnie odczuwamy, że też moglibyśmy być w takiej sytuacji, wystarczy, że znajdziemy się w złym miejscu i w niewłaściwym czasie. Już w zasadzie tylko za uchwycenie takiej makabrycznej grozy i tak wiernie naturalistyczne oddanie czystego ludzkiego terroru należy ocenić Killing Ground jako dobre kino, choć kompletnie nie do polecenia.
T.I.M
Tu też się zgadzamy z krytykami, którzy dla odmiany film ten ocenili nisko -43%. To taki film o morderczym androidzie, ale niestety trochę popłuczyny po MEGAN. Niby klimat podobny do Megan, ale pozbawiony głównych jej zalet. Jeszcze jestem w stanie jakoś znieść bezsensowny wątek, gdy główny zły android nagle od czapy zaczyna kłamać, zakochiwać się we właścicielce, albo zadawać tzw trudne pytania, ale jak jego oparty na najwyższej sztucznej inteligencji i dostępie do wszelkich informacji plan, zaczyna wykazywać podstawowe, głupie błędy (nawet logiczne), to odpadłem, bo zacząłem mieć wrażenie, jakbym oglądał wysiłki automatycznego odkurzacza typu roomba, który natrafił w czasie sprzątania na mojego królika z piekła rodem Czarka i teraz się ganiają w tą i z powrotem bez większego sensu. Jakiś tam pomysł i wykonanie niby są, ale zdecydowanie nie na 77%, na które oceniają go widzowie.
GET AWAY
„Get away” to brytyjski komedio horror, który krytycy oceniają na 74% zaś widzowie na 45%. Ci drudzy generalnie komentują, że nie tego się spodziewali i w ogóle ani to śmieszne, ani straszne, głupie, nielogiczne i bez sensu. I wiecie co…. wszystko to prawda! I to jest właśnie w tym filmie najlepsze. Z resztą w samym zwrocie „BRYTYJSKI komedio horror” już jest podpowiedź z czym możemy mieć do czynienia. Krótko mówiąc- z bezwstydną jazdą bez trzymanki, świadomie robiącą sobie jaja z logiki kina grozy, z twistami tak absurdalnymi, że faktycznie można by je uznać za durne, gdyby nie były zrobione z tak śmiałą i bezkompromisową premedytacją . Muszę przyznać, że wiele razy łapaliśmy się za głowę oglądając te absurdy, ale to było właśnie w tym w wszystkim najpiękniejsze! Generalnie zaskakujące jajca niczym „Od zmierzchu do świtu”. Naturalnie poziom nie tak wysoki (bo to level nieosiągalny), ale wysoki na tyle, żeby dostarczyć mnóstwo radochy. Oczywiście rozumiemy tych, co tego nie czują i im polecamy cierpliwe czekać na kolejną część „Obecności”. Co do nas, to widzieliśmy już tyle „serious sh..t” (zarówno na ekranie jak i w rzeczywistości), że takich filmów jak „Get away” po prostu nie jesteśmy w stanie nie cenić.
Goro A/Goro M