No i zakończyła się tegoroczna edycja Kapitularza -największego konwentu fantastyki w Łodzi. Dla nas była wyjątkowa, głównie dlatego, że oprócz standardowej roli patronów medialnych (dziękujemy ekipo Kapitularza za coroczne zaufanie), w bardzo doborowym towarzystwie (Urząd Marszałkowski, Marszałek Województwa Łódzkiego, Dziennik Łódzki, Wydział Filologiczny UŁ, Brody z kosmosu, Radio Żak, Dziennik Łódzki , Uniwersum DC Comics, Konglomerat Podcastowy, Serialomaniak, Prószyński i ska. Prezydent Miasta Łodzi, Nowa Fantastyka, DC Madniak, Radio Żak i wiele innych znamienitych osób i instytucji- przepraszam, że nie wymieniłem wszystkich), byliśmy prelegentami z naszym wykładem o wykorzystaniu architektury do budowania efektu grozy (wśród innych równie znamienitych prelegentów, co patroni medialni i z pewnością z ciekawszymi tematami niż nasz).
Była również wyjątkową edycją z tego powodu, że emocjonalnie była dla nas przełomowa. W tym roku poczuliśmy się na tym konwencie 100% jak w domu (na wcześniejszych zjawialiśmy się, jak to się mówi, z pewną taką nieśmiałością), co nam pozwoliło też zrozumieć, co jest sednem tego konwentu (a i pewnie całej fantastyki- przynajmniej w idealnym świecie). Wierność przesłaniu Piotra i Pawła („Apostołowie? Nie- Beatlesi!”): love is all you need.
Ale po kolei. Bo o tym, jaki ten konwent to piękno i dobro, najlepiej świadczy jego sam przebieg. Dla nas zaczął się od informacji od ekipy Kapitularza, że i nasza prelekcja i nasz patronat medialny zostały zaakceptowane- z dopiskiem, że przecież nie mogliby zapomnieć o swoich wieloletnich przyjaciołach (czyli nas! How sweet!) Dostaliśmy też w pakiecie bardzo fachowy organizacyjny podręcznik, z którego mogliśmy się dowiedzieć wszystkiego, co potrzebne do tego, by wziąć udział w Kapitularzu w dowolnej roli (dalsza organizacja też super- medycy dostępni, patrole mega pomocne, press room super).
Na wejściu przywitało nas bogactwo …..wszystkiego. Ale to akurat przysłowiowe „dziwnym nie jest”. Kto był na jakiejkolwiek edycji, wie, że jest tam wszystko wszędzie na raz, ale wyłącznie z kategorii tych rzeczy, w których zakochujesz się momentalnie jak tylko się z nimi zetkniesz, bo wszystko jest organizowane przez turbo pasjonatów.
Check lista?
Wikingowie, Rzymianie, Zakony Jedi, wioska wiedźmińska, a nawet Polskie Stowarzyszenie Mandalorian.
Absolutnie szalone zawody sportowe Jugera. Nie znacie tej dyscypliny? Koniecznie musicie poznać!
Pokazy alchemii. Fireshow. A nawet pokazy sowich lotów.
Zdecydowanie zadowalająca oferta dla głodomorów- od stołówki typu „sam se nałóż” (mój lubiony typ, nie muszę wybierać nic z karty, po prostu nakładam wszystko XD), po szeroki wybór foodtrucków.
Do tego sesje rpg, bitewniaki, larpy, gry rytmiczne, turnieje gamingowe. No i warsztaty (np. kocich uszek albo walki na miecze świetlne- I kid you not).
Wystawcy? Od książek, komiksów (nasze zakupy- wiadomo), gier, po piekne handmady ….wszystkiego. No i figurki z Mass Effect…………………damn!
A co się działo na scenie jednej z auli głównych! Przedstawienie impro to był taki pokaz szaleństwa i radości, że czułem się jakbym był tam gdzieś postawiony emiter fal szczęścia do zarażania wszystkich obecnych.
No a cosplay??????? O esu…Od T-1000 po k-popowe łowczynie demonów
Pomiędzy tym wszystkim był czas na spotkania i nowe znajomości (Horror na Uboczu i Dariusz od Bizzarocon! Dziękujemy za zin!) Na a na deser wspaniały program merytoryczno-wykładowy. Oferta była tu tak absolutnie bogata i fantastyczna, że ja nawet nie…..Nie da się tu przytoczyć wszystkiego, bo liczba tego jest po prostu…no to może przykłady
- Naukowy fundament piękna
- Zabawa w boga, czyli jak stworzyć mitologię
- Najwięcej witaminy mają elfie dziewczyny. O roli witamin w życiu (nie) ludzi
- Co zrobić, gdy twój ulubiony artysta okaże się dupkiem
- Anioł, demon i smok wchodzą do baru- czyli o Defiant rpg
- Jak zostać pisarzem i nie oszaleć
and so on…..
Nas oczywiście najbardziej interesowała sala „horror i groza” (kolejne „dziwnym nie jest”). To może o tym, gdzie udało się dotrzeć. Konglomerat podcastowy o azjatyckich found footage, a nieco później Retr0n o mniej znanych found footage. MEEEEEEEEGA! A wiecie dlaczego? Jak ktoś nas śledzi, może zauważył, że wiemy, co nieco o horrorze. Wiecie jak trudno nas w tej materii zaskoczyć? No dość trudno. A chłopaki dali nam tyle przykładów, o których nie wiedzieliśmy, że lista rzeczy do obejrzenia spuchła nam do dość poważnych rozmiarów. A te przykłady co znaliśmy?…no cóż, zwykle nie mamy potrzeby oceniania kogolwiek, ale tu napiszemy, że świadczą o tym, że chłopaki są turbospecjalistami w temacie (to już trzecie „dziwnym nie jest”). Ponownie Konglomerat podcastowy o Krampusie i filmach z nim- dawno nie byłem na czymś będącym tak świetnym miksem ciekawych informacji (różne wersje Krampusa, Mikołaja, Dziadka Mroza- w ujęciu historyczno-geograficznym) i humoru. Idealnie na zakończenie pierwszego dnia w sobotę wieczorem.
No i Rozmovione o feministycznym body horrorze- tu już kompletnie nie mnie oceniać, bo nie te progi. To był jeden z najbardziej mądrych, pouczających i otwierających oczy wykładów na jakichkolwiek byłem, a miałem wykłady z prawa spółek z profesorem Katnerem, więc no cóż….niełatwo zrobić na mnie wrażenie. A dziewczynom się udało. Ponownie.
No i w końcu nasz wykład. Michał za każdym razie jak ma gdzieś wystąpić, strasznie się stresuje, a w głowie gra mu kawałek Deep Purple- „No one came” o tym, że nikt nie przyszedł na koncert. Jest to przy tym stres Shroedingera, bo Michał denerwuje się równie mocno na myśl, że nikt nie przyjdzie, jak i na myśl, że frekwencja dopisze. Natomiast….po pierwszych słowach, wszystko puściło i flow poleciało jak Eminem w 8 mili. Największa zasługa popkulturowych przyjaciół w pierwszym rzędzie (Rozmovione, Łukaszkochakomiksy, częśc Kongolemratu podcastowego, O filmówce przy kremówce), którzy wspierają aktywnością i aprobatą, która, znam ich na tyle, że mogę powiedzieć- nie była udawana (dla mnie jeszcze obecność żony, która działa na mnie tak, za każdym razem jak wpada na jakikolwiek mój występ- że np, mimo, że na WF-ie byłem zawsze przedostania osobą wybieraną do drużyny, to jak raz wpadła na nasz mecz na Orliku, walnąłem 6 bramek!) . Ale w ogóle cała publiczność (która wypełniła całą salę, co nie jest proste o 10 rano) była F-A-N-T-A-S-T–Y-C-Z-N-A. Aktywnie włączała się w dyskusję przez cały wykład, miała multum arcyciekawych pytań po zakończeniu i dała taki feedback, że to był jeden z niewielu przykładów, w których prowadzący dowiedzieli się od publiczności prawie tyle, co publiczność od prowadzących. Dołożyli nam po prostu multum gier i filmów oraz podcastów (dzięki Szymas!) w temacie naszego wykładu oraz pomysłów na kolejne wątki. Tyle, że kolejny wykład rozciągamy do trzech godzin. Albo pięciu. Wyobrażacie sobie, że publiczność weszła w dyskusję z Michałem o art noveu albo o rozwiązaniach technicznych w laboratoriach. Ja sobie też nie mogłem tego wyobrazić. Do dziś.
No więc wracamy do podsumowującego motto. Love is all you need. Albo:.Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że ludzi. Ekhm… Ludzi, którzy podali mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam. I co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie. Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać. Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem. I dziękuję życiu. Dziękuję mu, życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość. Wielu ludzi pyta mnie o to samo, ale jak ty to robisz?, skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste, to umiłowanie życia (i fantastyki oraz popkultury), które znajduję na Kapitularzu.
I tą myśl mogę podsumować jeszcze anegdotą (true story). Wiecie, co najlepiej obrazuje szalenie-radosny klimat Kapitularza? Nie warsztaty walki na miecze świetlne, nie sala z napisem „magazyn sów” czy pokaz sowich lotów. Gdy jeden z nas musiał skorzystać z WC został zagadnięty przez głos z sąsiedniej kabiny tymi o to słowami: jestem komandor Shepard, a to mój ulubiony kibel na Cytadeli, ale właśnie skończył się w nim papier. Poratujesz rolką?
Kapitularz. Miejsce, w którym może być kim chcesz. Zwłaszcza sobą. W sposób tak łatwy, jak trudno na tym świecie w innych miejscach.
2 komentarze
Super, że tak dobrze się bawiliście 🙂 Kapitularz to rzeczywiście magiczne miejsce, jeżeli chodzi o ten komfort i poczucie wspólnoty! <3 Oby nigdy się to nie zmieniło!
PS Nie ma za co! Mam nadzieję, że podcast i sprawa Sary W. Was zainspirują 😉
PPS I co? Poratowałeś kosmicznego wędrowca tym papierem? 😀
No na razie zmienia się tylko w coraz lepszym kierunku
Ps. Na pewno zainspiruje! Jak wiadomo jesteśmy głodni dobrych horrorowych historii, więc chętnie wymieniamy się doświadczeniami. Jak ogarniemy, damy znać
PPS wędrowiec został poratowany:)
Adam