„Hellions” to film, po którym- muszę przyznać- trochę sobie obiecywałem. Jak bowiem zauważyliście po częstotliwości recenzji, trochę się ogląda. W związku z tym coraz trudniej mnie zaskoczyć, a głównym wyznacznikiem jakości produkcji jest świeżość pomysłu lub wykonania. Także nadzieja na to właśnie jest też ostatnio głównym kryterium wyboru horroru do obejrzenia, ale jak tak czytam po opisach fabuł to wybór ten robi się coraz dłuższy, ze względu na to, że ciągle towarzyszy mi uczucie: oh no, not again.
Była nadzieja, że Hellions dołączy do ostatnich wyjątków od tego wrażenia (chlubne wyjątki ostatnio to np. From beyond, American Mary), zważywszy, że ślady tego filmu na jakie trafiałem (trailery, opisy, recenzje) sugerowały pewną oryginalność albo chociaż próby eksperymentów, przynajmniej w warstwie formalnej. I o ile, jak mawiał Vincent do Julesa (albo odwrotnie), jest coś na rzeczy, to film nie ustrzegł się mielizn, przez które nie mogę go ocenić pozytywnie.
Hellions to kolejny film opowiadający historię jednej halloweenowej nocy, w której bohater (tu bohaterka) musi stawić czoło strachom i przetrwać. Tym razem w roli nadciągającej grozy upiorne dzieciaki, które robią koszmarne psikusy. Nowość w tym filmie polega na punkcie wyjścia i jego wpływie na sposób narracji i to, co w zasadzie zostaje pokazane. Otóż w dniu Wigilii Święta Zmarłych nastolatka będąca bohaterką filmu dowiaduje się, że jest w ciąży, niechcianej. Generalnie mocno przeżywa ten fakt, a w momencie kiedy dochodzi do „najścia” dzieciaków na jej dom, optyka postrzegania hallowenowej nocy przez bohaterkę zmienia się mocno. Zaczyna zacierać się granica między zagrożeniem z zewnątrz, a wyobrażeniem wewnętrznych obaw i strachów głównej bohaterki, związanych z jej stanem. Przestajemy wiedzieć, co się dzieje naprawdę, a co jest jedynie obrazem wewnętrznego stanu dziewczyny. Wszystko to objawia się w odmiennym wizualnym przedstawieniu akcji (nie będę spojlował żebyście sami przekonali się po jakie środki sięga reżyser, napiszę tylko, że służy temu zarówno obraz jak i muzyka i efekty dźwiękowe) i faktycznie dostajemy dość mocno plastyczny obraz koszmaru w stylu także dość mocno surrealistycznych majaków i wizji.
Wszystko to w pewnym stopniu pozwala uchwycić specyficzny klimat, z pewnością taki o jaki twórcy chodziło, a nawet udaje się sprawić, że udziela on się widzowi. Niektóre motywy robią naprawdę mocne wrażenie jak choćby naprawdę straszne dzieci i ich przebrania. To się udało i niektóre sceny wprowadzają spory niepokój.
Niestety to, co zgrzyta w tym filmie to fakt, że wykorzystanie określonych środków nie bardzo przekłada się na treść filmu, fabułę (której de facto brak), opowiadaną historię czy w końcu poruszony problem. Pozostaje poczucie, że do niczego to nie prowadzi, poza paroma przerażającymi obrazkami. Te zaś, choć udane, po chwili robią się wtórne więc dostajemy pokaz powtarzających się (ładnych) scen, nie bardzo opowiadających jakąś historię. Pewnie, twórcy pokusili się o zajęcie się dość poważnym problemem, ale ostatecznie sam nie wiem jakie prezentują stanowisko. Choć to ostatnie może nie jest celem horroru jako takiego, a w szczególności tego filmu. Może chodziło o pokazanie kilku klimatycznych i strasznych scen (obrazujących stan ducha bohaterki), w autorskim, dość oryginalnym ujęciu plastycznym.
W tym ostatnim filmy sprawdza się całkiem nieźle i jako ciekawostkę można go obejrzeć. W ostatecznym rozrachunku jednak, jak dla mnie to, okazało się to odrobinę za mało.