Po diabelskich zamrażalnikach, śpiewających waginach, prostytutkach z piłami łańcuchowymi, motocyklach wampirach, łóżkach ludożercach, mrówkach w prąciu, napalonych odkurzaczach oraz skorych do mordu seks lalkach (wszystko na znajdziecie na blogu) przyszedł czas na coś nieco bardziej normalnego.
W tym spektakularnym, powodującym syndrom „wesołego banana” filmie jesteśmy świadkami perypetii Henry’ego. Człeka, który w wyniku strzelaniny stracił kilka członków, szczękę, oczy i kilka innych ciekawych narządów.
Na całe szczęście został on postawiony na nogi dzięki zmyślnej pani doktor, która jest również jego żoną i kocha swego męża bardziej, niż ja „Tydzień z rekinami”.
Sęk w tym, że Henry jest teraz bardziej maszyną, niż człowiekiem, co daje mu nadludzką siłę, refleks oraz zdolność panierowania kotletów w tempie, które zadziwiłoby niejednego szefa kuchni.
Nim jajogłowi zdążyli zaimplementować mu program, dzięki któremu będzie mógł się werbalnie komunikować, tajny obiekt badawczy zostaje zaatakowany przez Akana, czubka ze zdolnościami telekinetycznymi, który zamierza wykorzystać badania pani doktor, by stworzyć sobie armię cybernetycznych zabójców.
Naszemu głównemu bohaterowi udaje się uciec, ale jego blond żoneczka zostaje uwięziona przez psychola. Całe szczęście, że z pomocą przychodzi tajemniczy Jimmy. Jest to facet, który prowadzi naszego niemowę za rączkę i po kolei wyjaśnia mu jak odnaleźć się w świecie i kogo ukatrupić, by zyskać więcej informacji, potrzebnych do uratowania ukochanej.
Tyle jeśli chodzi o fabułę, resztę zobaczcie sami. Ten kręcony z widoku pierwszej osoby film to prawdziwa orgia dla każdego, kto wielbi brutalne akcje i jazdę bez trzymanki, a dodatkowo podoba mi się tu fakt, że całość nakręcona została z perspektywy pierwszej osoby, czyli naszego poczciwego Henry’ego.
Choć czasem można dostać zawrotów głowy od natłoku akcji, to przecież właśnie taki był cel autorów tego dzieła. Jest szybko, krwawo i z przytupem. Takiej uczty dla oczu nie możecie przegapić.
Może nie jest to typowy film w klimacie bloga, ale nie mogłem się powstrzymać by go tu nie umieścić. Jatka!