Dotknięcie mroku to film, który, zdaje się, zebrał całkiem niezłe recenzje, które głównie dopatrywały się w nim świeżości, wniesienia czegoś nowego do gatunku found footage, oryginalności pomysłu, a także dowodu tego, że małym kosztem można opowiedzieć ciekawą i straszną historię. Cóż, czy Dobry Horror (w mojej skromnej osobie) się z tym zgadza? Z tą ostatnią częścią. dotyczącą ciekawych historii opowiedzianych przy użyciu skromnych (techniczno-wizualnie, ale jak się okazuje niekoniecznie, co do siły wyrazu)- w zasadzie tak (co z resztą charakterystyczne dla found footage, które choć wyeksploatowane, to jeszcze nie umarło). Co do tej pierwszej części, wychwalającej oryginalność- tylko w połowie.
Uwaga, będą spore spojlery!
Film opowiada o parze przyjaciół, którzy postanawiają spełnić marzenie i ruszyć w podróż dookoła świata, jednocześnie utrwalając całą wycieczkę kilkoma różnymi kamerami. Taki początek akcji, w jakiś tam sensowny sposób, uzasadnia przyjęcie zastosowanej konwencji found footage, dodając jej trochę wiarygodności. Przyjaciele kręcą co popadnie i w gruncie rzeczy jest to wiarygodne, przypomina mi moje uwiecznianie wszystkiego jak leci, kiedy zachłysnąłem się swoją pierwszą cyfrówką marki olympus o masakrycznej rozdzielczości 2,5 M (0_0) z możliwością podejrzenia zdjęć (0_0 0_0), którą natrzaskałem >5o K plików (0_0 0_0 0_0). Sam film jest niezależną, niskobudżetową, pół amatorską produkcją, w której twórcy postanowili zagrać samych siebie (to znaczy dwóch kumpli, nie zmieniwszy nawet swoich imion i nazwisk). To wszystko całkiem dobry manewr, bo raz, jak wspomniałem, pozwoliło to przełknąć lekko już wyświechtaną konwencję, a dwa pozwala w miarę identyfikować się z postaciami (co ze względu na treść obrazu jest dość ważne) gdyż twórcy-aktorzy wypadają naturalnie i faktyczne ma się wrażenie oglądania taśmy spod znaku „kompromitujący vhs z zielonej szkoły” (mwahaha to dopiero straszne shockery były!).
Pewnej nocy dochodzi do pewnego zdarzenia („a więc chodzi o kobietę, nie mówiłeś, że to chodzi o kobietę”), po której jeden z kolegów zaczyna cierpieć na dziwne dolegliwości. Niektóre objawy są z jednej strony niepokojące, z drugiej zaś są też objawy oceniane raczej pozytywnie, jak choćby wzrost siły, czy możliwość wykonywania wielometrowych skoków. Nasi bohaterowie kierowani swoim dokumentalistycznym zapędem oczywiście nagrywają całą przemianę.
No więc, już się domyśliliście o co chodzi. Takie dość oryginalne ujęcie oklepanego tematu wyszło twórcom bardzo nieźle. Dziwne, że do tej pory jeszcze nikt nie wpadł na pomysł takiego „naturalistycznego” ukazania przemiany, która dla przemienianego przecież musi być nie lada przeżyciem. Wszystkie filmy skupiają się na tym co przed, albo na tym co po, a jeśli już podejmują aspekt przemienia się to w tonie etyczno-patetycznym. Muszę powiedzieć, że ta część filmu potrafi zaangażować i mnie osobiście wciągnęła, pokazywała taki „życiowy” wymiar wampiryzmu, co ja osobiście bardzo lubię (rewelacyjne, oryginalne „Pozwól mi wejść”). Jednocześnie panowie reżyserowie-aktorzy potrafią to ukazać i zagrać w sposób potrafiący z jednej strony podnieść ciśnienie (w sensie przestraszyć), z drugiej zaś potrafiący sprawić, że przejmujemy się losem bohaterów. W sumie dobrze by było gdyby skupiono się wyłącznie na tym i do końca pogłębiono ten wątek kończąc go ładną pointą.
Tutaj niestety następuje druga część filmu, gdzie po pewnej poincie, głównie dotyczącej losu zdrowego z przyjaciół, który próbuje pomóc choremu (też już się domyślacie), nasz wampiryczny bohater podejmuje, po pierwsze, ucieczkę przed ścigającymi go władzami, a po drugie, próbę odszukania praprzyczyny swojego nieszczęścia. Ta część nie ma wiele ciekawego do zaoferowania, konwencja found footage zaczyna być niepotrzebna i niezrozumiała, a na dodatek przypomina duke nukem 3d (głównie fpp). Ponadto poszukiwanie swojego „stwórcy” i samotne próby odnalezienia się w świecie oraz uporania się z sobą samym, katusze z tym związane, po Wywiadzie z Wampirem to są tak zbędne, że weź. Na szczęście nie ma tego aż tak dużo, żeby przyćmić pierwszą połowę filmu, co w konsekwencji sprawia…
….że Dotknięcie Mroku należy zaliczyć do filmów raczej udanych, który bez zbędnych fajerwerków, oferuje autorskie, nie jakoś specjalnie, ale mimo wszystko oryginalne, spojrzenie na klasyczny temat. Spojrzenie wymyślone i pokazane na tyle, w większej części, ciekawie, że potrafi skutecznie wciągnąć i zaangażować widza, mimo że w gruncie rzeczy ogląda on historię dość oklepaną.