HOUSE OF THE DEAD – DOM ŚMIERCI
Uwe Boll, absolutny arcymistrz w knoceniu filmów zasłynął już nie jedną produkcją, która wywołała u przeciętnego zjadacza smalcu odruch wymiotny połączony z przysłowiowym opadnięciem kopary, a to dzieło, jak się zapewne domyślacie kultywuje wspaniałą tradycję spektakularnych dziwadeł wspomnianego reżysera.
Jeśli wyżebracie od rodziców 5zł na wypożyczenie tego filmu lub chamsko i bez pardonu ściągniecie go z internetu, będziecie mogli rozkoszować się widokiem specyficznego montażu, czerwonookich zombiaków, licznych, wtrąconych byle jak wstawek z gry oraz wyścigów z nieumarłymi w stylu kraulowym.
O ile sama charakteryzacje truposzczaków nie jest aż tak tragiczna, to jednak z ręką na sercu mogę stwierdzić, że przy takim budżecie powinno to wyglądać znacznie lepiej. Jest tutaj trochę nagich piersi i tyłeczków, ale trzeba uczciwie zaznaczyć, że całe to lachonarium jest mocno wyposzczone i normalny samiec nie miałby raczej za co złapać. Chyba, że niczym pies leci na kości.
Sama konstrukcja fabularna jest prosta, nieskomplikowana i schematyczna. Banda dzieciaków + impreza + wyspa = krwawa jatka.
Na koniec, winien wam jestem pewne wytłumaczenie: Choć film ten jest opluwany i bluzgany ze wszystkich stron, to jednak przeciętny kinoman nie ma aż tyle styczności z prawdziwymi gniotami, których recenzje można obadać chociażby na tym blogu, ponieważ zwykle szkoda mu czasu na filmy klasy Z lub też nie ma cech masochisty.
Finalnie rzecz biorąc, dzieło Uwe Bolla może być kompletną katastrofą dla zwykłych ludzi, jednak dla osób zahartowanych w choćby ułamku produkcji opisywanych w „Na trzeźwo nie warto” nie będzie to aż takie tragiczne.
Dla zainteresowanych:
http://www.filmweb.pl/video/trailer/-13133
Werdykt: