Kolejny film z naszego ulubionego gatunku Devil/Hell.
Obraz zaczyna się standardowo epickim cytatem z Apokalipsy czy innej mrocznej przepowiedni (wiem, że to sztampowe, ale chyba tego się oczekuje po gatunku), ale dalej już jest dość nietypowo.
Temat jest ujęty w ciekawy sposób, coś co wydaje się, że powinno być z założenia epickie, zostało ujęte w kameralny sposób i to zarówno w formie jak i w treści czy przesłaniu.
Fabuła opiera się na pomyśle zamknięcia skrajnie różniących się postaci na małej przestrzeni czyli w windzie, która zacięła się gdzieś pomiędzy piętrami drapacza chmur. Mamy starszą panią, afroamerykanina ochroniarza, komandosa, młodą dziewczynę oraz aroganckiego biznesmena. Przy takim zestawieniu postaci już wiadomo, że sytuacja będzie napięta, a co dopiero jeśliby któraś z nich miałaby zginąć w tajemniczych okolicznościach. No a oczywiście ginie. A potem następna i następna. No i robi się całkiem niewesoło.
Co można powiedzieć o tym filmie?
Muszę przyznać, że fabuła jest wciągająca i to dość mocno. Pomysł prawie jak z Agaty Christie (zamknięte pomieszczenie i zgadywanka, kto zabił), intryga jest skonstruowana precyzyjnie, tropy są mylone, dłużyzn nie ma i historia przykuwa do ekranu zwłaszcza w pierwszej połowie. W drugiej przez chwilę odniosłem wrażenie jakbym oglądał film katastroficzny, na szczęście to wrażenie minęło dość szybko, gdyż atmosfera w końcówce mocno gęstnieje. Jest też mały „what the fuck” na końcu, a choć scen grozy jest niewiele, to są ok. Aktorstwo jest także ok, podobnie jak i muzyka. Dodać należy, że mimo, że otoczka piekielna jest wyraźnie zarysowana i można się domyślić, że sytuacja w windzie ma nadprzyrodzone podłoże, to obraz odbiera się przez większość seansu jako kryminał, ale za to bardzo angażujący, co też jest dla mnie ok.
I tak jest moja konkluzja po obejrzeniu filmu. Jest on ok. Zakończenie nie rozczarowuje, pomysł na fabułę jest dość dobry, historia prowadzona jest umiejętnie, z wyczuciem i wprawą doświadczonego w swym rzemiośle twórcy, przesłanie jest niezbyt głębokie, ale w sumie spoko (identyczne było w innym, świetnym horrorze), głupot, mielizn fabularnych, czy masakrycznie bijącej po oczach sztampy nie ma (może za wyjątkiem ochroniarza Meksykanina), ale nie ma również fajerwerków czy elementów wartych zapamiętania. W sumie niektórzy mogą się troszkę rozczarować, gdyż początek i pomysł są na tyle na intrygujące, że robią niezłego smaka.
Ja jednak nie mam poczucia zmarnowanego czasu- historia mnie na tyle przykuła do ekranu a zakończenie na tyle nie rozczarowało, że po seansie byłem zadowolony, natomiast następnego dnia już do filmu myślami nie wracałem. Obraz jest po prostu solidnie zrealizowanym straszakiem na jeden wieczór.
I jak to mówi mój kolega „coach”-I to jest ok.