Po Łódzkim Festiwalu Komiksów i Gier A.D. 2023 dostałem takiego kopa energii, że zapragnąłem wypowiedzieć się o jakimś komiksie. Tylko o jakim? Chciałem popisać o czymś, czym szczerze się ostatnimi czasy zachwyciłem, ale też o czymś, co będzie na tyle mainstreamowe, że zainteresuje kogoś, poza mną i podobnymi mnie hardkorowymi fanami sztuki komiksowej.
Myśląc, co by tu wziąć na tapet, przypomniałem sobie, że w rozmowie – relacji z Emefki z Sylwwkiem (z kanału o komiksach „Sylwekprezentuje”) wspomniałem, że najlepszym, co ostatnimi laty spotkało uniwersum DC jest run Biały Rycerz. No dobra, ale to nie horror. A co jest horrorem i rozgrywa się w świecie DC (czy już wspomniałem że w sporze Marvel vs DC, jestem team DC?)? Oczywiście rozpoczęta w 2020 roku saga DCEased, polecona mi notabene przez Sylwka ,za co będę mu wdzięczny do końca świata (np poprzez apokalipsę zombie haha).
Pomysł na fabułę jest o tyle prosty, co genialny. Otóż Dakrseid przypadkiem powołuje do życia techno-organiczny wirus i przesyła go na ziemię. Wirus ów zamienia myślące istoty w krwiożercze zombie i roznosi się poprzez ekrany urządzeń elektronicznych. Taka metoda infekowania sprawia, że większość planety zostaje zarażona niemal w kilka sekund i nawet najpotężniejsi bohaterowie nie są w stanie sobie z tym poradzić, tym bardziej, że duża część z nich pada ofiarą choroby. Saga DCeased rozpoczyna się więc jako walka o przetrwanie, gdzie niedobitki ludzi i herosów muszą stawić czoła armii nieumartych, w której szeregach walczy lwia część najpotężniejszych istot z całego uniwersum. Jednym słowem prz….bane.
Przyznam się, że nie jestem generalnie fanem mega dużych i „ostatecznych” w wymowie komiksowych eventów, ale pomysł na fabułę DCEased jest tak cudownie szalony i po bandzie (Batman Zombie?! Helloł!!!), że kupił mnie od razu. To jednak nie jedyna zaleta serii. Jest wiele innych.
Dla mnie na przykład ogólnie chwalony pierwszy tom sagi nie jest najlepszy, choć bardzo cenię go za to, co zrobił z Batmanem (nareszcie jakiś powiew świeżości!). Mnie zachwycił tom „Niezniszczalni”, gdzie historia pokazana jest z perspektywy jednoczących się przeciw zagrożeniu superzłoczyńców. Borze szumiący! Jaka to była cudna jazda bez trzymanki! Tom z jednej strony skrzy się dowcipem, a drugiej jest całkiem fajnie prowadzony w kwestii psychologii postaci, gdzie zwykle postaci jednoznacznie identyfikowani jako złole, w obliczu tak niewiarygodnego zagrożenia pokazują inną stronę charakteru i stają się nawet skłonni do najwyższych poświęceń. No i Bane jako nauczyciel wygrywa wszystko!!!
Niesamowity jest też tom czwarty- Martwa Planeta- w którym nowe pokolenie bohaterów, do tej pory będące w defensywie, wreszcie znajduje sposób, który być może pozwoli im przejść do kontrataku. Fabuła nie tylko obfituje w niesamowite zwroty akcji, ale poza totalną wojną na ziemi zahacza o sfery piekielne. A jeśli do wojny włączają się demony, to musi pojawić się mój ukochany (anty)bohater, zblazowany król sarkazmu, cesarz cynizmu i zmęczony życiem mistrz magii okultystycznej John (fucking) Constantine! Zaprawdę scenarzysta Tom Talyor wie jak pisać tego nałogowo kurzącego silk cuty skurczybyka! W DCeased Constantine nie jest takim pseudo filozofującym zamulaczem jak u Delano i nie jest takim zgorzkniałym, fatalistą jak u Ennisa. John Tom’a Tylora przypomina mi Johna z (chyba ciut niedocenianego) runu Mike’a Carrey’a.- niby nadal cyniczny cwaniak, ale śmiały, błyskotliwy, sarkastyczny, pewny siebie. A także zdolny do wielkich poświęceń i akcji tak epickich, że nawet Superman być może nie dałby rady ich wykręcić. Co innego John! Takiego Johna to ja kocham!
W ogóle trzeba wspomnieć, że fabuła pędzi na łeb na szyje, ale mieni się też całym spektrum emocji, bo oprócz elementów nacechowanych komizmem czy horrorowych (obviously), mamy też fajne wątki romantyczne ( w tym LGBT), dostajemy też mnóstwo wzruszeń.
Ale nie tylko fabuła jest cudowna. Genialne są rysunki! Pełne detalu, dynamiki, ale też miejscami przeładowania, co wspaniale podkreśla epickość historii. Z resztą możliwość zobaczenia największych ikon popkultury (Batman, Superman, Wonder Woman) w wersji oszalałych na punkcie mordowania nieumartych, to wartość sama w sobie. Desgin zombiaków wymiata! Z resztą zobaczcie sami:
Na koniec powiem tak- od czasu „Locke and Key” żaden wielotomowy komiks nie wszedł mi tak gładko. Czytałem jednym tchem, nie mogąc się oderwać a fanem super hero nie jestem (a dużych eventów to już w ogóle). Może dlatego, że DCEased, to nie jest zwykły event typu „Kryzys na nieskończonych ziemiach”. Mimo epickości i „ostateczności” fabuły w historii obecne są też kameralne emocje jednostek walczących o przetrwanie i rzeczy te są wygrane fantastycznie. Ale fani rozwałki też będą zadowoleni, tym bardziej, że przed nami jeszcze tom finałowy pt „Wojna nieumartych bogów”, w którym, jak się wydaje, Zombie Superman będzie chciał zrobić z d…py jesień średniowiecza Zombie Darkseidowi ( i vice versa). Będzie się działo!
A ja od dawna na żaden komiks tak bardzo nie czekałem.
OCENA 9/10
Autor recenzji: GoroM