Jeśli ktoś czyta naszego bloga od dłuższego czasu, pewnie zanotował, że film Co robimy w ukryciu był dla nas sensacją rewelacją. Trafił do zestawienia najlepszych filmów na naszym blogu, do dziś podtrzymujemy stanowisko, że zasłużenie. Nie byliśmy i nie jesteśmy w tej ocenie odosobnieni, jako że film Co robimy w ukryciu cieszył się chyba akurat powszechnym uznaniem.
Nic dziwnego, że gdy pojawiła się informacja o serialowej wersji, na dodatek w reżyserii Taiki Wiatiti, wystąpił u nas entuzjazm odwrotnie proporcjonalny do tego, który odczuliśmy na wieść o kontynuacji „Zakonnicy”.
Serial Co robimy w ukryciu, jest kontynuacją pomysłu rozpoczętego w filmie. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, jest to zatem mockumentary pokazujący scenki z życia codziennego (conocnego?) ekipy wampirów, ich zmagania w kontaktach z tzw. normalnymi ludźmi i tzw. normalnym światem i życiem.
Serialowa paczka wampirów to zbieranina niezłych oryginałów- i to nawet poza tym, że są wampirami.
Mamy tu np. Nandora, który tęskni za czasami, w których był okrutnym i krwiożerczym władcą jakiegoś państewka, Laszlo, który z kolei najlepiej chyba wspomina czasy, w których był gwiazdą z czasów początków kina….dla dorosłych, a także żonę Laszla, Nadję, która ciągle trafia na reinkarnacje swojego pierwszego kochanka, który za każdym razem kiedy tylko ją znajdzie, od razu traci głowę- .dosłownie, z każdym kolejnym wcieleniem. Wreszcie mamy Collina- specjalny typ wampira- wampira energetycznego. Ten ostatni jest bardzo dobry w swoim fachu wysysania energii ze wszystkich dookoła, głównie ze swoich współpracowników w korpo open spac’ie. Przynajmniej dopóki nie trafi na jeszcze bardziej szczególną formę wampira- emocjonalnego. W pewnym momencie do ekipy dołącza starożytny Baron Afanas, który uważa, że wampiry powinny podbić świat, i nikt nie wie jak mu powiedzieć, że jego towarzysze na razie podbili dwie przecznice Nowego Jorku i to raczej takie podrzędne.
Jak już łatwo się domyślić po powyższym opisie, Co robimy w ukryciu to komedio-horror, parodia wampirycznego kina grozy, w formie luźnych skeczy.
W zasadzie dowcip goni tu dowcip, podobnie jak w filmowym pierwowzorze, z którego to powodu filmowe Co robimy w ukryciu określiliśmy jako „Nagą broń” kina grozy. Tak, tak dużo było tam żartów i były tak dobre (zakładamy, że nasi czytelnicy znają i kochają Nagą broń, stąd to porównanie, a jeśli nie to foch i możecie nas odlajkować).
Czy serialowe Co robimy w ukryciu dorównuje pod tym względem filmowi? A dla tych, co filmu nie oglądali: czy serialowe Co robimy w ukryciu to udany komiedio-horror, a jeśli tak/nie, to dlaczego i jak bardzo?
Przede wszystkim muszę zacząć od tego, że nastawiłem się na petardę, zwłaszcza w związku z bieżącymi przeciekami od naszego redakcyjnego spoilermana GoroM.
W Co robimy w ukryciu żart goni żart, skecz lata za skeczem. Przy takiej ilości dowcipów oczywistym jest, że nie wszystkie muszą być równe, część może okazać się nieco wymuszonych, ale……
…..po pierwsze primo, ogromna większość to jednak są żarty od dobrych, po genialne, inteligentne (to jest z dużą znajomością konwencji kina grozy)
…..po drugie pirmo ulitmo, jakkolwiek nawet ktoś chciałby się, na siłę, przyczepić do Co robimy w ukryciu, to cokolwiek by, na siłę, nie znalazł, to nie będzie miało to żadnego znaczenia.
Siłą tego serialu jest bowiem niespotykana wręcz bezpretensjonalność, zastrzyk i ładunek pozytywnych emocji, czysta zabawa dla widza i z pewnością dla twórców. W ogóle widać, jak wszyscy na planie musieli się świetnie bawić, czego apogeum jest skecz z Radą Wampirów, w którym gościnny udział wzięły Gwiazdy Dużego Kalibru, takie, których udziału w jakimkolwiek serialu raczej byście się niespodzewali. Udziału w takich jajcach się jednak nie odmawia, nawet podejrzewam, że sami robili wszystko żeby się wprosić.
Bo co robimy w ukryciu przypomina imprezę, nie taką robioną przez najpopularniejszą osobę w szkole, na której być może będzie drogi didżej i można będzie zrobić dużo zdjęć na insta a potem zapomnieć, ale imprezę robioną przez najbardziej lubioną osobę w szkole, na której wszyscy chcą być, na której nikt nawet nie będzie miał czasu wyciągać telefonu.
I jak już jesteśmy przez skeczu Radą Wampirów, to jest on tak kapitalny na wielu poziomach, że nawet nie wiem od czego zacząć.
Większość pozostałych dowcipów niewiele temu ustępuje. Wykazują dużą znajomość kina grozy, o czym już napisałem, ale też, przynajmniej dla nas, okazały się …..bardzo życiowe.
Jak choćby ten z wypadem na miasto z Baronem Afanesem, która się zaczyna żenującym karaoke, a kończy niespodziewanym zgonem.
Jak choćby ten z ustawką lokalnych wampirów z lokalnymi wilkołakami, która przypomina przysłowiowe „solo za szkołą”, na które wyzwanie wszyscy ochoczo przyjmują, a potem przynajmniej połowa robi wszystko, żeby może jednak do tego nie doszło.
Jak choćby pojedynek wampira energetycznego z wampirem emocjonalnym, który polega na wymianie super intersujących opowieści (typu o nowej wersji papieru toaletowego w biurowym wc) z tymi super wzruszającymi (typu mój pies ma autyzm).
Jak choćby ten, że obecna żona nie do końca docenia przeszłe wyczyny męża w postaci oldschoolowego porno.
Jak choćby ten, jak wszyscy przeżywają to czy uda im się zorganizować udaną orgię.
Albo ten, w którym świeżo upieczona wampirzyca, która dotąd nie bardzo chciała pić krew i była strasznie nieporadna, gdy wreszcie się przełamała, odkrywa specjalne zdolności, unikalne nawet wśród wampirów i postanawia wszystkim dookoła zrobić jesień z dupy średniowiecza. Akurat byłem w trakcie czytania tego tomu Hellsinga, w którym Victoria Seras mierzy się z Zorin Blitz, także kto zna Hellsinga może zgadywać czy się uśmiałem.
Jako wielbiciele i znafcy kina grozy oraz wieloletni uczestnicy imprez w akademiku nie możemy nie jarać się tym poziomem humoru, dla nas genialnym, lub przynajmniej w wikeszości bardzo dobrym, a przede wszystkim szalenie pozytywnym i bezpretensjonalnym.
I jesteśmy przekonani, że też będziecie się jarać. Przecież też jesteście znawcami horrorów i bezbłędnie odgadniecie wszystkie wampiry biorące udział w Radzie, nawet te które się nie stawiły (Kiefer nie mógł dotrzeć) oraz z pewnością przeżywaliście obawy, czy orgia, którą organizujecie będzie udana, a nawet jeśli raczej chodziło o imprezę w akademiku, to pamiętajcie, że w przypadku Co robimy w ukryciu, to ktoś tą imprezę zorganizował za was i jest to impreza u studenta, którego lubią wszyscy.