Po szalenie ciężkim, ujętym w bogatej, rozkładającej na części pierwsze recenzji „From Hell’ tytułem odsapnięcia będzie chyba najkrótsza i najprostsza recenzja ever. Chodzi o film Cień Bestii (Shadow Builder), horror w klimatach, w zasadzie Demon/Devill/Hell z okresu złotych lat 90.
Fabuła, jak informuje opis dystrybutora, prezentuje się mniej więcej tak:
Podczas satanistycznego rytuału zostaje powołany do życia Shadow Buildier – upiorne, krwiożercze monstrum składające się z samego cienia. Każda nowa ofiara dodaje mu sił i potęgi. Ojciec Jacob Vassey od lat ściga potwora. Trafia jego śladem do małego miasteczka Grand River, które nagle, za ich sprawą, staje się areną odwiecznej walki Dobra ze Złem. Zagrożone jest życie 12-letniego chłopca , którego czysta i niewinna dusza jest dla bestii kluczem otwierającym bramę do nieskończonej mocy i władzy.
W tą piękną, odkrywczą fabułę wprowadza nas cytat zapodany klasycznym głosem Lucjana Szołajskiego (or compatybile):
I rzekł Bóg: Niech się stanie światłość. A z pierwszym światłem narodził się pierwszy cień. Cień nie był rozrzedzony przez światło. Cień pozostał czysty. Zaćmiewam światło i wzywam cień..
Myślę, że już każdy, kto „opatrzył” już trochę horroru domyśla się z jakim typem filmu mamy do czynienia. Film godnie reprezentuje tą erę, gdzie horrorów kręciło się dużo, we wszelkich odcieniach, na każde tematy, ze wszystkich zakresów jakościowych. Pełni entuzjazmu twórcy pisali fabuły i sięgali po środki, które teraz można by opisać takim fajnym angielskim słówkiem, niemającym chyba odpowiednika w języku polskim tj. corny, ale wtedy nikt jeszcze na szczęście o tym nie wiedział, a więc nikt się nie przejmował.
Powstawały zatem filmy, w których sposobem chyba burzy mózgów, nawrzucano mnóstwa motywów, które się wydawały dostatecznie „horrorowate”. Tu mamy podobnie: pentagramy, inkantacje, końce świata, zwichrowani księża, mroczne, demony, rytuały, kradzieże dusz, ostateczną walkę dobra ze złem. Wszystko to w formie: bierzemy powłóczyste szaty, świece, świece, przykręcamy światło i kręcimy horrora.
Oczywiście jest to sztampa na sztampie, nic z fajerwerków, ale jak dla mnie było to jakoś tak szalenie bezpretensjonalne, na zasadzie bandy pół amatorów z dużym zapałem.
Z tymi półamatorami trochę może przesadzam bo np. efekty są niezłe, scenografia scen, niektóre kostiumy (demon) itp. Bardziej tą nieporadność jednak widać w ujmowaniu niektórych pomysłów pasujących jak pięść do nosa jak np. ksiądz latający z giwerami niczym jakiś duke nukem (a może to zamierzone?). Za to inne motywy są bardzo stylowe, mnie np. bardzo podeszła tytułowa bestia.
Momentami film zatem przynudza, momentami tak bardzo nic nie odkrywa, że można go oglądać jednym okiem, ale w swojej kategorii jest spójny i jak dla mnie to bije z niego pewna miłość do horroru mimo nie do końca przebijającej umiejętności ich kręcenia (nie zrozumcie mnie źle, w tym aspekcie jest po prostu przyzwoity). Very so nineties
http://horroryonline.pl/film/cien-bestii-shadow-builder-1998/1219
Foto (autor i źródło): Okładka dvd filmu Shadow builder (autor okładki nieznany), reżyseria Jamie Dixon, zdjęcia David Pelletier