“Blair Witch” z 2019 roku to gra autorstwa polskiego studia Blooper Team, które zdaje się specjalizować w horrorach. Przed opisywanym tytułem miało już na koncie takie tytuły jak ”Lyers of Fear” (dwie części) oraz “Observeer”. Należy się cieszyć, że mamy twórców, którzy regularnie wypuszczają tytuły w naszym ulubionym gatunku, ale z drugiej strony ważnym jest by były to dzieła odpowiednio wysokiej jakości.
Debiut Blooper Team czyli „Lyers of fear” był survival horrorem, w jego najbardziej „nudnawym” wariancie potocznie nazywanym „symulatorem chodzenia”, w którym gampeplay sprowadzał się głównie do błądzenia po lokacji i zbierania różnych karteczek. Gra nie była zła, ale chciałoby się więcej. Po ograniu „Blair Witch” nabraliśmy przekonania, że ten typ gry jest tym, w czym celuje krakowskie studio, co nie musi być samo w sobie zarzutem. Jakby się zastanowić taki rodzaj rozgrywki pasuje do tytułów grozy bo dajmy na to klasyczne przygodówki mogą się okazać zbyt klasyczne a w strzelankach często w toku dynamicznej akcji nierzadko zatraca się aspekt horrorowy. Chodzone survivale, jeśli dobrze zrobione są natomiast jakby stworzone do straszenia. Do tego pod gatunku należy też „Blair Witch”. Pytanie jak się w nim sprawdza, czy jest krokiem w dobrą stronę czy raczej wstecz w stosunku do wcześniejszych tytułów? (myślimy głownie o „Lyers of fear” albowiem „Observeera” nie ogrywaliśmy).
Fabuła jest raczej w klasycznym „blairowym” stylu choć nie jest bezpośrednią adaptacją żadnego z filmów. W wiadomym wszystkim lesie zaginął 9 letni chłopiec. Akcja poszukiwawcza mimo, że bardzo szeroko zakrojona, nie przynosi żadnych rezultatów. I tu wkracza bohater, którym kierujemy- policjant I weteran wojenny Ellis oraz jego wierny pies tropiący Bullet. Wchodzimy więc do lasu z zamiarem dołączenia do ekipy poszukującej…. A dalej to już nietrudno się domyślić. Robi się tajemniczo, mrocznie i złowieszczo.
Pierwsze co rzuca się w oczy po uruchomieniu „Blair Witch” to grafika. Jest ona świetna. Las, po którym się poruszamy robi piorunujące wrażenie, co więcej można się w nim gubić. Przez to oddaje on atmosferę filmu i od początku tworzy niepokojący klimat. W ogóle samo wprowadzenie do przygody robi niezłą robotę. Porozumiewamy się przez krótkofalówkę z innymi uczestnikami poszukiwań, szukamy tropów, znajdujemy ślady itd. Mamy też do dyspozycji komórkę, przez którą możemy dzwonić, możemy wysłać z niej smsy itd. Od czasu ktoś nam też przyśle wiadomość lub zatelefonuje. To wszystko stwarza poczucie realizmu. Ma się też wrażenie brania udziału w jakieś poważnej akcji, w której liczy się każda minuta. Początek jest więc obiecujący.
Fajną sprawą jest to, że w poszukiwaniach towarzyszy nam wierny pies tropiący- Bullet. Można go głaskać, wydawać mu komendy, kazać szukać zapachu, karmić a nawet karcić. Część z tych komend, to nie tylko zwykły bajer dla zwiększenia poczucia realizmu- niektóre umiejętności naszego towarzysza będą kluczowe w znajdywaniu śladów i tym samym pchnięciu fabuły do przodu. Poza tym nasz piesek potrafi również wskazać właściwą drogę a także ostrzec przed niebezpieczeństwem. Jest więc istotnym aspektem rozgrywki.
A jeśli już mowa o niebezpieczeństwach, to las po którym się poruszamy nawiedzany jest przez demony mogące z łatwością wysłać bohatera na tamten świat. Jedyną obroną przed nimi jest właśnie nas czujny pies wskazujący skąd nadciąga niebezpieczeństwo oraz latarka. Potwory boją się światła, więc można je odstraszyć. Co do samego wyglądu potworów i jakości ich straszenia opowiem później. W każdym razie sam fakt ich obecności jest dość ważnym aspektem gameplayowym.
Gdy już mówimy o rozgrywce, to oprócz szukania śladów przy pomocy psa oraz unikania potworów dostajemy też trochę zagadek w stylu przygodówkowym, polegających na odnajdywaniu przedmiotów i łączenia ich z elementami otoczenia. Nie jest tego dużo, ale jest to postęp w porównaniu do „Lyers of fear”, gdzie [przygoda sprowadzała się do błądzenia i szukania „karterczek”. A no i mamy też kamerę, na której możemy odtwarzać znalezione w lesie taśmy, przewijaniem których wpływa się niejako na rzeczywistość dookoła (trochę w stylu przewijania czasu z „Life is strange”). Wymaga to też pewnego kombinowania, choć w zasadzie zagadki z tym z wiązane są banalnie proste. Podsumowując aspekt gameplayowy, muszę stwierdzić jednak, że moim zdaniem to krok w dobrą stronę względem debiutanckiej gry studia „Blopper Team”.
Ale to trochę mało. „Blair Witch” mimo wspomnianych urozmaiceń cierpi na tę samą wadę, co większość tytułów z gatunku survivalowych symulatorów zwiedzania (oczywiście są wyjątki)- im dalej w las, tym większa nuda. Powodów tego stanu rzeczy jest kilka.
Pierwszy to monotonia lokacji. Las robiący na początku wielkie wrażenie, jest tylko lasem a innych widoków w grze jak na lekarstwo. Niby są jakieś chatki i jaskinie, ale generalnie drzewa, drzewa, drzewa. Błądzenie wśród nich przez kilka godzin po prostu nuży.
Po drugie, wspomniane leśne demony. Momenty z nimi są wprost żenująco słabe. Potwory nie straszą nic a nic. Jak tu przerazić się bestii, którą można odpędzić latarką, i której w zasadzie nie widać? Cały ich atak sprowadza się do jakiegoś tumanu runa leśnego pędzącego w naszą stronę. Cienkie to strasznie. Tym bardziej wydaje się to słabe jeśli porównać np. sekwencjami ataków potworów w takiej „Amnesii” lub „Outlast” Tam to się można było po..rać ze strachu. A tu? Me(c)h.
Oczywiście gra próbuje straszyć na inne sposoby, większość jednak jest typowo w stylu filmu. Czyli wtórne, zgrane i dawno „nieaktualne od wczoraj”. Fanom filmu przypadną jednak do gustu, albowiem doskonale oddają jego klimat.
„Blair Witch” można podsumować stwierdzeniem, że jest to gra na raz. Wstydu twórcom nie przynosi, ale nie jest też jakimś mega doznaniem. Na plus należy zaliczyć naprawdę świetną grafikę, (która przez swój realizm sprawia, że las odpowiednio przytłacza), próby urozmaicenia gameplayu, odtworzenie atmosfery filmu (to dla tych którzy go lubią), dobre wprowadzenie oraz bez wątpienia psa Bulleta. Główną wadą jest przede wszystkim to, że gra z czasem robi się nudna i monotonna a słabe sekwencje starć z potworami oraz wtórność patentów „horrorowych” sprawia, że tytuł nie straszy tak, jakby się tego życzyło. Jakby się zastanowić to w „Lyers of fear” było odwrotnie- gameplay w ogóle tam leżał i kwiczał, ale ciekawe patenty na straszenie oraz odpowiednio stylowa lokacja, tworzyły niezły dreszczyk. W sumie waham się jaką wystawić ocenę- mocne 5 jest to na pewno, ale że to tytuł polskich twórców, którzy regularnie tworzą gry w naszym „ulubionym gatunku” oraz, że w aspekcie rozgrywki jest progres względem debiutu a także dlatego, że grafa w zasadzie wymiata, naciągam ocenę do 6.
autor: GoroM