Z okazji Halloween nasze zestawienie, jak w tytule. A żeby uciąć do niczego nie prowadzące dyskusje, co lepsze od czego, w kolejności przypadkowej. Armia Frankensteina Za brak kompleksów, niesamowitą wyobraźnię, bezpretensjonalność i pójście w wizji na całość. Krwawa, wybitnie rozrywkowa, szalona jazda po bandzie. Szepty Za naprawdę wprost niemożliwie rewelacyjną historię, niesamowicie tajemniczą, wielowątkową, zagadkową. Z myleniem tropów, robieniem widza w jajo wielokrotnie, a mimo to spójną. Dodatkowo porażająco zaskakujące zakończenie i wspaniale wymyślona główna postać (której świetnie sekundują postacie drugoplanowe grane przez świetnych i znanych aktorów) A wszystko to w pięknej bogatej w detale wiktoriańskiej scenografii. …
Autor: homer
<Uwaga, coś mi się wydaje, że recenzja może zawierać spoilery> Można tak: Dom z kości to w film, opowiadający (znowu!) o tym, że ekipa filmowa kręcąca programy o nawiedzonych miejscach, na swoje nieszczęście, przekonuje się, że w przypadku ostatniego domu, w którym przyszło im realizować show, naprawdę straszy. Albo tak: Film jest zlepkiem pomysłów, które wszystkie już widzieliśmy w innych (lepszych) filmach, na dodatek będący produkcją telewizyjną bez żadnych fajerwerków. Ale można też tak: twórcy House of bones prezentują duże wyczucie i znajomość horrorowej materii, i o ile oczywiście źródła poszczególnych motywów i inspiracje są bardzo oczywiste, to żonglerka pomysłami…
Miałem kiedyś dawno, dawno temu dyskusję ze znajomymi amatorami filmów grozy na temat kosztów produkcji horrorów i tego, jak podchodzą do tego wytwórnie. Doszliśmy do wniosku, że w sumie nie potrzeba jakiś dużych pieniędzy do zrobienia straszaka. Nie ma pościgów samochodowych, wybuchów, nie potrzeba super scenografii, plenerów ani nawet wybitnych aktorów. Oczywiście wszystkie te rzeczy się przydają, ale bez tego też się da. Przyszło nam do głowy, że jak w budżecie jakieś wytwórni zostanie trochę grosza, to prezesi z cygarami w ustach mówią-hej! Zróbmy horror, niewiele wydamy a może coś zarobimy. I zadaliśmy sobie też pytanie, czy w takim razie…
Kilkukrotnie już się zapowiadałem, że napiszę najkrótszą recenzję z możliwych, ale zawsze jednak mi się nie udawało i się choć trochę rozpisywałem. A teraz chyba-jupi- wreszcie będę mógł zrealizować takie zamierzenie i dać upust typowej postawie ambitnych recenzentów (pięknie zilustrowanej w klasycznym odcinku Świata wg. Kiepskich pt: „Salto”) tj: „ja pana jednym zdankiem mogę zniszczyć”. No to zaczynamy. „Dom strachu” to film o niczym. To znaczy, punktem wyjścia jest zamiar paczki (durnej) młodzieży, wybrania się nielegalnie w nocy do Super Hiper Zamku Strachu, który ma być oficjalnie otwarty dopiero nazajutrz, aby wcześniej, z urokiem wagarowiczów, przeżyć jako pierwsi noc grozy. Pomysł,…
Przy okazji setnego posta zastanawialiśmy się, kto z naszych recenzentów, ze względu na gusta, może zostać „przypisany” jako specjalista od określonego gatunku i klimatu, i akurat największe problemy były z wybraniem czegoś dla mnie. Na dziś dzień nadal problem ten nie został rozwiązany w 100% , w tym sensie, że nadal trudno mi wskazać jakiś gatunek, który wiem, że ma u mnie pierwszeństwo i dlatego wybieram coś w tych klimatach, ale zauważyłem, że istnieje taki klimat, który jak już wybieram to okazuje się, że mi się podoba (La Harencia Valdemar, Necronomicon, Dagon). Mowa o filmach klasyfikowanych na horroryonline.pl jako Lovecraftian.…
„Nieodebrane połączenie” wybrałem z dość paradoksalnego powodu. Bo jest to remake innego horroru. Azjatyckiego. Wiem, wiem- remaki są gorsze od oryginałów, zgadzam się z tą tezą zupełnie. Ale oryginału nie widziałem, a poza tym jakiś czas temu również widziałem remake asiana (i również bez znajomości pierwowzoru) i byłem bardzo bardzo zadowolony. Chodzi o film „Pulse” (recenzowaliśmy i polecamy) Miałem jakieś takie przekonanie, że w przypadku „Nieodebranego połączenia” sytuacja będzie podobna. Nie wiem czy azjatycka wersja jest dobra, ale w przypadku opisywanego filmu szału nie ma. Choć może katastrofy też nie. Fabuła jest ciekawa i zawiera elementy, które bardzo lubię. Otóż…
Jeśli Twoje kung-fu jest takie dobre dlaczego handlujesz badziewiem na ulicy? Tym, jakże celnym, pytaniem pracownica Urzędu Migracyjnego zaskakuje bohaterów filmu The Ghouls-Mojin, ninja-rabusiów grobowców, którzy aktualnie zawiesili działalność. I mniej więcej od tej konfrontacji bezdusznego urzędnika z legendarnymi poszukiwaczami skarbów zaczyna się akcja filmu, który jest gdzieniegdzie opisywany jako chiński Indiana Jones albo Tombrider. Nie wiem jak z Tombraiderem bo niespecjalnie oglądałem. A co do porównań z Indianą Jonesem to niestety nie do końca. Historia generalnie wpisuje się w standardy gatunku filmów o poszukiwaniach skarbów. Opowiada bowiem o grupie śmiałków specjalizujących się w odnajdywaniu skarbów w starożytnych grobowcach, dokonujących…
Ostatnio nie miałem szczęścia do wyboru seansu na wieczór. Kilka moich kolejnych decyzji, co do tego jaki film odpalić, było mocno nietrafionych. Zwykle wybierałem ghost story, bo uważałem ten gatunek za „bezpieczny” do oglądania, czyli taki, który zawsze jakiś tam poziom trzyma. Niestety trafiały mi się, jakby to ujął pan Lubaszenko, same kaszany (kiedyś będzie trzeba je opisać, eh…). Na szczęście przypomniałem sobie, że na stronie horroryonline.pl jest pewna świetna opcja- LOSUJ FILM. Raz kozie (na przykład kozłowi z filmu „The Witch”) śmierć- pomyślałem. I kilknąłem. Wylosował się horror- „American Mary”. I już wiem, że częściej będę korzystał z opcji…
Dziś będzie krótko i na temat, w myśl znanego hasła Coco jambo i do przodu. Bo Krwawa uczta jest filmem bardzo „na temat”, w zasadzie bardzo dobrze jego charakter i jakość oddaje sam tytuł. Z pewnością jest krwawo, a dla fanów horroru jest to naprawdę niezła uczta. Jest to przy tym film, którego ogólne wrażenia z odbioru mogę porównać do tych ze Wstrząsów (to jest taki bezpretensjonalny ninietisowy klimat, choć film sporo jednak późniejszy), zaś sam styl opowiedzenia i oś historii, także pewien rodzaj humoru, bardzo kojarzył mi się z petardą w postaci od Zmierzchu do Świtu (rozumiem, że każdy…
Nadszedł czas by odpocząć trochę od kina azjatyckiego… Jako, że jesteśmy fanami twórczości Roba Zombie, najwyższa pora by ten tytuł zagościł w końcu na łamach naszej strony 😀 „House of 1000 Corpses” jest reżyserskim debiutem pana Zombie, który od razu zjednał sobie rzeszę zwolenników i wyznawców, ale także i hordy przeciwników. My należymy zdecydowanie do pierwszej grupy, a tymi drugimi ma się podobno zająć jeden z fanów naszej strony – Michael. O czym jest ten film? Ano trochę o wszystkim:D „Kiedy grupka przyjaciół, podróżujących samochodem spotyka na swej drodze piękną autostopowiczkę, nie przeczuwa, że to wydarzenie zaważy na ich…